Ci, którzy chcą spróbować swoich sił w akcjach pomocowych, mogą udać się do inowrocławskiego oddziału Caritas, Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt czy Solankowych Tarasów. Wolontariusze zgodnie przyznają, że każdy człowiek jest dla nich ważny. Bieda w rodzinie, choroba, utrata pracy, mieszkania, przemoc, to sytuacje, z którymi mieli do czynienia. Wszystkie zapadają na długo w pamięć i wszystkie zmieniają ich sposób patrzenia na świat. Młodzież musi jednak bardzo dobrze zorganizować swój czas, żeby wygospodarować kilka godzin w miesiącu na wolontariat.

Mało czasu na pomaganie

- Wiem, że inowrocławianie, zwłaszcza młodzi, chcą pomagać, ale natłok zajęć szkolnych, brak jasno przedstawionych możliwości i warunków zaangażowania się, uniemożliwiają im taki udział w naszej społeczności. Wolontariat polega na poświeceniu czasu, ale skąd go mają brać, skoro nawet w inowrocławskich szkołach zajęcia kończą się po 18.00? - zauważa 23-letni Mikołaj Kurek, wolontariusz. To dwukrotny laureat "Anioła Dobroci”, przyznawanego przez Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Jest zaangażowany w Szlachetną Paczkę, której był przez ponad dwa lata liderem w naszym powiecie. W tym roku skupił się na roli wolontariusza i rekrutera. Ponadto Mikołaj został nagrodzony odznaką "Zasłużony Honorowy Dawca Krwi III stopnia”.

Inowrocławianin zaczął działać w wolontariacie 8 lat temu. - Była to gimnazjalna akcja zbiórki żywności przed świętami. Pamiętam, że w tym okresie życia wśród znajomych największym problemem nie był brak chęci zrobienia czegoś dodatkowo, ale właściwie nie było żadnej możliwości zaangażowania się dla młodych. Interesując się tym tematem na co dzień widzę, że nasz inowrocławski oddział Caritas prowadzi przez cały rok opiekę nad młodymi wolontariuszami. Schronisko nareszcie się otwiera na chętnych do niesienia pomocy. Nie słyszałem o innych inicjatywach, które są tak dobrze zorganizowane. Widać postęp, ale młodzi poświęcając swój czas, muszą czuć się pewni w zajęciach wolontariatu, w które się zaangażowali - podsumowuje.

inoonlinext

Idea pomagania jest piękna, ale Mikołaj z doświadczenia wie, że łatwa nie jest. - Gdy po powrocie z pracy bądź zajęć człowiek pomyśli, ile ma rzeczy do zrobienia, a chciałby się jeszcze spotkać ze znajomymi, wyjść na przejażdżkę rowerową, które osobiście uwielbiam, gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl: masz swoje obowiązki i problemy, olej to i zajmij się sobą. Co mnie wtedy motywuje? Pracując już przez jakiś czas w wolontariacie przekonałem się, że są wśród nas ludzie, dla których los był bardzo okrutny. Do tych ludzi trzeba wyjść i podać pomocną dłoń. Nie chcę, by zabrzmiało to zbyt górnolotnie, ale wystarczy spojrzeć na naszych seniorów, mieszkających wokół nas. To ludzie często zapomniani, samotni, a są to tak wspaniałe osoby, od których możemy się tak wiele nauczyć, kiedy tylko ich bliżej poznamy - wyznaje.

Milczący superbohaterowie

- Wolontariat nie jest stworzony do rewolucji, ale do ewolucji pojmowania świata i roli drugiego człowieka. I to właśnie zmienia się w niosącym pomoc. Znów zabrzmi to lekko prowokacyjnie, ale powiem, że to, co zmienia wolontariusza, to "wynagrodzenie”, które dostaje za poświęcony czas. Wynagrodzeniem jest oczywiście satysfakcja z pomocy osobie, której życie rzuciło takie kłody pod nogi, że nie była w stanie ich przeskoczyć. Celowo nie używam sformułowania "słabsi”, ponieważ poznając historię tych ludzi, mogę powiedzieć, że są to milczący superbohaterowie.

Czyli nie zawsze powinniśmy przeliczać czas na pieniądze. - Zdecydowanie nie powinniśmy! Już dziadkowie nauczyli mnie, że są w naszym życiu rzeczy, których nie przeliczymy na żadne pieniądze. Najcenniejsze, co każdy z nas może dać od siebie, to czas i zaangażowanie. To właśnie za poświęcenie tych rzeczy dziadek został odznaczony m.in. Krzyżem Zasługi za działania w okresie PRL-u - mówi Mikołaj.

Między wierszami swoich wypowiedzi nasz rozmówca wspomniał o wielu korzyściach płynących z idei wolontariatu. Warto uwypuklić jedną, która jest ”skutkiem ubocznym”, na który nikt nie narzeka. - Mowa o znajomościach, przyjaźniach, ale też miłościach, które pojawiają się między wolontariuszami. Przyznam się, że sam poznałem wiele wspaniałych osób, z niektórymi nawet po kilku latach zacząłem pracować. Dzięki każdej osobie, którą poznałem, nauczyłem się, że ludzie potrafią mieć wielkie serca, mimo swoich problemów, zmartwień czy kłopotów zdrowotnych, które im doskwierają - słyszymy na koniec.