- Miałam 16 lat, gdy wybuchła wojna. Najlepsze czasy mi zabrali. Nic z młodości nie miałam. Mieszkaliśmy wtedy u gospodarza, ale gdy przyszli Niemcy, wyrzucili Polaków i zajęli nasze miejsca. To oni stali się właścicielami. Mieliśmy zaledwie po kilkanaście lat. Chcieliśmy się uczyć, mieliśmy marzenia, a codziennie musieliśmy na nich patrzeć. Proszę sobie wyobrazić, co mieliśmy w głowach – opowiada pani Marta.
Jak wspomina, czasy wojny były bardzo trudne, jednak komuna okazała się jeszcze trudniejsza.
- Za wszystkim trzeba było stać. Gdy chciało się kupić dzieciom cukierka, albo szary papier. Teraz papier toaletowy jest nawet perfumowany - śmieje się. - Prawda jest taka, że jak nie stałeś w kolejce, to nic nie miałeś. Wtedy się nie kupowało, tylko zdobywało – dodaje.
Mąż pani Marty był kolejarzem. Gdy dostał mieszkanie, rodzina przeprowadziła się do Inowrocławia. Najpierw zamieszkali na ulicy Magazynowej, a następnie przenieśli się na Narutowicza. Ma czterech synów, trzech wnuków i pięciu prawnuków. Podczas rozmowy towarzyszyła nam natomiast jej synowa, miejska radna - Lidia Stolarska. Nie mogło zabraknąć pytania, jaka jest jej recepta na długowieczność?
- Papierosa nigdy nie zapaliłam, alkoholu nie piłam, nie wiem, jak smakuje. Żyłam bardzo skromnie. Tak jak wszyscy. Przeżyłam Hitlera, Stalina, Jaruzelskiego, komunę i covid. Nie znam tego, by komuś zazdrościć. Były chwile lepsze i gorsze. Czasami wieczorem trzeba było popłakać i wyrzucić z siebie wszystko. Nie można dusić emocji – mówi.
Pani Stolarska uwielbiała się uczyć i czytać książki. Zanim wybuchła wojna, skończyła siedmioklasową szkołę zbiorczą w Szadłowicach. W klasie zawsze była tą, która podpowiadała innym. Dziś, jak sama przyznaje, ma problemy z pamięcią, zapomina nazw przedmiotów codziennego użytku, a mimo to uwielbia rozwiązywać krzyżówki i oglądać teleturnieje. Szczególnie wzrusza, gdy z pamięci recytuje wiersz o Emilii Plater.