Przez ostatnią dekadę 31-letni Piotrek z Inowrocławia podróżował po świecie. Jego środkiem transportu była hulajnoga. Doświadczył wszystkiego - od tajfunów na Filipinach, po spotkanie oko w oko z niedźwiedziem w Kanadzie.

Piotruś Pan, Wółczykij, Forrest Gump. Skąd takie porównania? Bardziej przyziemne nie pasują do Piotra.

Jak przedstawiasz się, co mówisz o sobie, poznając nową osobę na trasie swojej podróży?

Najczęściej, zanim cokolwiek powiem, dostaję szereg pytań. Od standardowych: skąd jestem, dokąd zmierzam, co to za wehikuł, gdzie jest silnik i na czym siedzę (dla większości ludzi najbardziej ekstremalne jest to, że nie ma siodełka, jak w tradycyjnym rowerze). Po jakieś bardziej złożone: po co to robię, co na to rodzina i co jak już dojadę...

"Podróżować nie po to, aby dotrzeć do celu, lecz aby dojechać jak najpóźniej, aby nie dojechać, o ile to możliwe, nigdy" - C. Magris

Szczególnie w rejonach świata, chociażby w Stanach Zjednoczonych, ludzie mają na nasz temat swoje wyobrażenie. Polacy kojarzą się z dość konserwatywnymi ludźmi, tradycjonalistami, dobrymi fachowcami, cenionymi pracownikami fizycznymi, którzy lubią wypić. Jestem totalnym zaprzeczeniem tego stereotypu, więc muszę tłumaczyć, że młodzi Polacy są trochę inni. Ja mam swój świat i bardziej utożsamiam się chociażby z filipińskim „carpe diem” - nie przejmujmy się rzeczami, na które nie mamy wpływu. W zasadzie w ogóle ignorujmy rzeczy poważne, za to te mniej ważne przedramatyzujmy. Taka telenowela. Jutra może nie być. Bawmy się tu i teraz.

Jak rozmówcy reagują na to, co usłyszą?

Część zazdrości wolności (gdybyśmy byli młodsi, gdybyśmy nie mieli rodzin, to też byśmy sobie tak pojeździli). Inni są pod wrażeniem, jednocześnie wyobrażając sobie, że spanie "na dziko", w namiocie, szczególnie w centrach dużych miast, jest skrajnie niekomfortowe i wymaga ode mnie nie wiadomo jakich wyrzeczeń. Wiele osób nie może też zrozumieć jak to możliwe, że w im większym chaosie podróżuję, tym jestem spokojniejszy.

Czy jesteś w kontakcie z osobami poznanymi na trasie?

Jako że ja już nie podróżuję w życiu, a żyję w podróży, większość ludzi, z którymi utrzymuję kontakty to właśnie Ci, napotkani gdzieś po drodze...

Czy podróżowanie w pojedynkę jest lepsze, niż podróże w grupie?

Zależy w jakiej grupie, dokąd i po co. W przeszłości zdarzyło mi się podróżować z byłą dziewczyną, wiec mam porównanie. Na pewno jest inaczej, w moim przypadku było mi wtedy „wszystko jedno”, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mogliśmy się rozbić na syberyjskiej wiosce, na stepie, w górach, gdziekolwiek. Z kimś wolałbym pod gwiazdami, samemu gnam do jakiejś „cywilizacji”. Na zaplecze supermarketu. Żeby dotrzeć do ludzi, mieć do kogo otworzyć gębę, znaleźć Wi-Fi i zadzwonić do przyjaciela z Filipin. w takiej sytuacji rano mam sklep, świeży start i ludzi wokół. Lubię ludzi. Wracając do pytania, podróżując z kimś nie jest się aż tak otwartym, spragnionym tego kontaktu. Pewne rzeczy się nigdy nie przydarzają, na pewno jest inaczej. W zgranym związku partnerskim może być fajnie, z najlepszym przyjacielem też. Potrafię sobie wyobrazić wycieczkę z grupkę swoich znajomych, ale tylko na krótką metę. Z kimś przypadkowym, innym podróżnikiem poznanym na trasie na pewno nie. Lubię ludzi, ale zdecydowanie wolę swoje towarzystwo, niż towarzystwo ludzi innych od siebie, normalnych. Wzajemnie się irytujemy.

Czy podczas eskapad przeżyłeś ekstremalnie niebezpieczne przygody?

Niebezpieczne? Kilkukrotne spotkanie z niedźwiedziem, tajfuny, tornada, burze śnieżne, potracenie przez samochód. W Alpach, Rodanach i Pirenejach jeździłem hulajnogą bez hamulców, więc było ciekawie. Wypadki na motorze, strzelanina w Meksyku, no i relacje międzyludzkie z płcią przeciwną. Dziewczyny w tym wszystkim były najbardziej ekstremalne. Ale to dłuższa historia.

Czy jest jakaś sfera Twojego życia, na którą podróże mają największy wpływ? Czy coś zmieniły w Twojej codzienności?

Podporządkowałem temu całe życie. Tak jak już wspomniałem, ja nie podróżuję w życiu, ja żyję w podróży. Być w drodze, doświadczyć kolejnej przygody to absolutny priorytet. Każda praca, której się podejmuję, musi temu sprzyjać, tj. być sezonowa, z zakwaterowaniem, wyżywieniem i dać możliwość realnego odkładania. Studiowanie, związki, wszystko było, jest i będzie pod dyktando bycia włóczykijem.

Gdybyś miał możliwość przeprowadzenia się na stałe poza granice Polski, czy skorzystałabyś z niej? Jeśli tak, jaki kraj byś wybrał i dlaczego?

Próbuję być szczęśliwy na co dzień. Konsumuję to, na co mam ochotę. Inwestuję w siebie, niczego materialnego się nie dorabiając. Żyję w cyklach 5-letnich, zakładam, że tyle właśnie przeżyję i kombinuję, jak zrealizować kolejne cele i fantazje. Nie odnajdujeę się w stacjonarnej rzeczywistości. Krótkie pobyty w domu, kiedy wszystko kręci się wokół codziennych czynności. Kiedy trzeba użyć komunikacji publicznej, załatwić coś w urzędzie, współpracować z ludźmi, którzy oceniają mnie przez pryzmat dorosłej normalności, to jest największy hardcore.

Mógłbym powiedzieć, że podróże wychowały mnie na nowo. Bardziej pragmatycznie, jeżeli mam coś zrobić, muszę wierzyć w tego sens całym sobą. Nie celebruję świąt w powszechny, tradycyjnie przyjęty sposób. To, co wypada czy co robią inni, nie jest dla mnie żadnym argumentem. Kierujeę się własnym przetrwaniem, satysfakcją, przyjemnością. Życie jest krótkie. Oprócz tego wszech pojęta tolerancja, zaradność życiowa, pewność siebie. Podróże otworzyły mi głowę.

Dlaczego z ogromnym sentymentem wracasz myślami na Filipiny?

Ostatnio gościłem znajomą, Polkę, która pomieszkuje w Wenezueli i Kolumbii. Powiedziała, że nic nie jest na stałe. Od lat czuję jednak, że jeżeli gdziekolwiek stacjonarnie to na Filipinach! W związku z pandemią nie bylem tam od ponad 2 lat. Tęsknię niesamowicie. Wiele ludzi postrzega ten rejon świata jako atrakcyjny, głównie względu na koszty życia... Tam wcale nie jest taniej, tylko przestaje się potrzebować. To też moja teoria, którą rozwijam podczas prelekcji o tym regionie świata. To na pewno nie jest miejsce dla tych, którzy jako priorytet uznają komfort i ogólną łatwość życia. Wiele rzeczy jest droższych, a możliwości zarobkowania jeszcze bardziej ograniczone niż w Polsce. Dla mnie jednak warto, bo nie wszystko co warto, się opłaca. Kocham Filipiny i tyle.

Jaki jest Twój najbliższy cel podróży?

Miałem lecieć 15 września do Los Angeles. Finalnie przełożyłem to na 7 grudnia. Stany Zjednoczone w poprzek - od Pacyfiku do Atlantyku, z Kalifornii na Florydę, wzdłuż granicy z Meksykiem. Powinno wyjść akurat brakujące 5 000 kilometrów (celem poprzedniej wycieczki było 10 000 km na hulajnodze, przejechałem i przeszedłem ponad 5 000 km).

Jak wyglądać będzie trasa i jakie miejsca chcesz koniecznie odwiedzić?

Trasa, jak zwykle spontaniczna, planowana z dnia na dzień. Box to box, czyli od crossfitu do crossfitu. Codzienny trening i progres w treningu ogólnorozwojowym jako trener i atleta to mój główny cel. Nie lubię się przejmować takimi przyziemnymi rzeczami, jak wytyczanie trasy. Im więcej wiem, tym mniej mi się chce tam jechać. Ląduję w Los Angeles, chwilę się tam pokręcę i pojadę na prawo.

Czy w najbliższym czasie będzie okazja, żeby spotkać się z Tobą w Inowrocławiu?

Wyjątkowo spędzam w Inowrocławiu chwilę dłużej niż zazwyczaj, przy okazji organizując prezentacje, na których staram się inspirować ludzi do spełniania marzeń. Do refleksji nad tym, czego naprawdę chcemy. Opowieści dziwnej treści o odwadze i determinacji do doświadczania życia. Postaram się odwiedzić większość szkół ponadgimnazjalnych. Zapraszam serdecznie do kontaktu placówki, które chciałyby podjąć się organizacji takiej prelekcji u siebie. Pozytywna energia gwarantowana!

W ostatnim czasie odwiedziłeś m.in. I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu. Jak młodzi inowrocławianie reagują na spotkania z Tobą?

Wydaje mi się, że moje prezentacje spotykają się z entuzjazmem uczniów. Najlepiej ich zapytać :)

Twoje największe marzenie podróżnicze to…

Największe podróżnicze marzenie? Nie będzie to raczej jakaś konkretna destynacja geograficzna. Myślę, że największym marzeniem jest, aby dołączył do moich wycieczek pies, by włóczyć się razem. Na pewno chciałbym przejść Alaskę pieszo, może z jakimś wózkiem pod zorzami polarnymi w sezonie jesienno-zimowym. Oczywiście wrócić na Filipiny, może Filipiny „siłami natury”, w formule triathlonu przygodowego. Małe odległości między wyspami (archipelag ponad 7 000 wysp) pływać wpław, większe – dmuchanym kajakiem, po lądzie jeździć hulajnogą i dużo chodzić. Filipińczycy nienawidzą chodzić, a ja uwielbiam być dziwakiem. Pomysłów mam na 3 lata do przodu, gorzej z budżetem. Przy okazji od 7 grudnia zaczynam zbierać piłki do koszykówki dla filipińskich dzieci. Kiedyś udało się zorganizować chocoakcje, czas na coS nowego. Jeżdżę raczej dla spontanicznych zwrotów akcji, dla tego wszystkiego, co jest kompletnie nieprzewidywalne. Dla spotkań z ludźmi, zjawisk atmosferycznych i poczucia wolności. Jeżdżę być sobą gdzie indziej. Na pewno chciałbym, żeby ewaluowało to trochę w stronę realizowania konkretnych wyzwań sportowych.

Pozdrawiam serdecznie, również hejterów, których wysyp pojawi się w komentarzach za 3, 2, 1... Zapraszam do śledzenia moich przygód na @peterpan_kickforfun na Instagramie. Chciałbym podziękować kite.pl, Igorowi Traczowi i WK za współpracę oraz wspieranie w realizacji marzeń