Wisconsin to stan leżący na północy USA o powierzchni zbliżonej do połowy powierzchni Polski. W miasteczku De Pere zlokalizowanym w pobliżu jeziora Michigan od 6 miesięcy mieszka i uczy się Wiktoria Ratajczak. Pochodząca z Barcina uczennica klasy II b II LO w Inowrocławiu, a aktualnie również De Pere High School, wygrała stypendium Rich Banasikowski Memorial Schoolarship, o którym dowiedziała się przypadkiem. Jej zadaniem było napisanie listu o sobie oraz przedstawienie swoich osiągnięć i świadectw z ostatnich 3 lat. Kilka miesięcy później przyszła wiadomość o przyznaniu stypendium.

Lokalizacja miasta De Pere:

Ino.online: To było wielkie wyróżnienie. Jak zareagowałaś na tę wiadomość?

Wiktoria Ratajczak: Byłam zszokowana. Moją pierwszą myślą było odrzucenie propozycji wyjazdu. Miałam wiele planów na nadchodzący rok szkolny, m.in. udział w olimpiadach przedmiotowych. Jednakże po kilku konwersacjach z bliskimi i przemyśleniu całej sprawy uznałam, że nie mogę odrzucić takiej szansy i ostatecznie przyjęłam stypendium. Przez całe wakacje musiałam załatwić wszystkie formalności, na które miałam mało czasu. 

Ino.online: Jak przebiegła Twoja podróż? W wieku 16 lat całkiem sama miałaś do pokonania tysiące kilometrów.

Wiktoria Ratajczak: Niestety podczas podróży napotkałam kilka trudności. Moja organizacja wymiany błędnie zarezerwowała mi bilet, przez co nie byłam w stanie zdążyć na moją przesiadkę i musiałam sama rozwiązywać całą sytuację na jednym z największych lotnisk na świecie - Chicago O'Hare.

Ino.online: Jak sobie poradziłaś?

Wiktoria Ratajczak: W Niemczech miałam bardzo mało czasu na przesiadkę. Musiałam trochę pobiegać po lotnisku. Było też tam wielu Polaków, więc nie miałam większych problemów z komunikacją. Na szczęście zdążyłam na mój lot, ale przeze mnie pasażerowie musieli czekać i lot był opóźniony. 

Ino.online: To był dopiero początek kłopotów?

Wiktoria Ratajczak: Największe trudności zaczęły się już na lotnisku O'Hare w Chicago, gdzie miałam tylko dwie godziny na przesiadkę. Oczywiście nie byłam w stanie zdążyć na mój samolot. Najpierw spędziłam około półtorej godziny w kolejce do kontroli paszportowej i wizowej. Potem musiałam odszukać mój bagaż wśród setek innych walizek. Po chwili jeden z pracowników zabrał mój bagaż i kazał iść prosto. Do dziś nie mam pojęcia, jak ostatecznie mój bagaż doleciał do ostatecznego celu podróży. Później zauważyłam, że wyszłam z lotniska. W tym momencie bardzo się przestraszyłam. Zapytałam się jednej z osób gdzie powinnam pójść. Ktoś poradził mi wsiąść do autobusu i pojechać na inny terminal. Tak też zrobiłam. Kiedy wysiadłam okazało się, że to terminal międzynarodowy, a mój wylot był z terminalu krajowego. W tym momencie byłam już dawno spóźniona na mój samolot. Postanowiłam więc wsiąść w inny autobus. Ostatecznie dotarłam na poprawny terminal, ale musiałam przebukować mój lot.

Ino.online: Czy miałaś problemy z komunikacją w języku angielskim? W końcu zostałaś rzucona na głęboką wodę.

Wiktoria Ratajczak: Wszyscy mówili bardzo szybko, nie był to angielski, jak w szkole. Ostatecznie po kilku trudnościach w wytłumaczeniu całej sytuacji, okazało się, że nie ma już wolnych miejsc na kolejny lot do Green Bay, jednak po krótkim zastanowieniu linia lotnicza pozwoliła mi polecieć w miejscu dla stewardess. Ostatecznie po stresującej podróży dotarłam do miejsca docelowego.

Ino.online: Ta podróż była chyba prawdziwym chrztem bojowym.

Wiktoria Ratajczak: Tak, rozwiązując swoje problemy na lotnisku starałam się być odważna i podchodzić do nieznajomych pracowników lotniska z prośbą o pomoc. Wtedy zrozumiałam, że zadawanie pytań jest bardzo ważne w życiu. Nauczyłam się też, że w znajomości języka obcego najważniejsza jest umiejętność komunikacji, a nie zasady gramatyczne.

Ino.online: Wiemy, że interesujesz się m.in. zdrowym żywieniem. Czy mieszkając pod jednym dachem z Amerykanami, jesteś skazana na jajecznicę z bekonem, wołowe burgery z frytkami oraz pizze, a wszystko to w polewie z syropu klonowego? A może to tylko stereotyp na temat tego, jak odżywiają się w USA?

Wiktoria Ratajczak: Zdecydowanie w USA jest trudniej jeść zdrowo, niż w Europie. Większość rzeczy jest tu przetworzona. Trudno jest znaleźć coś zdrowego. Moja rodzina goszcząca je dość zdrowo w porównaniu do typowych Amerykanów. Do każdego posiłku starają się oni dodać jakieś warzywo lub owoc. Często zdarza się jednak, że przez brak czasu zamawiamy na obiad np. pizzę, zazwyczaj co najmniej raz w tygodniu. Ponadto w szkole nie jest trudno o niezdrowe jedzenie. Każdy uczeń może odebrać darmowy lunch. Codziennie wybór jest inny, ale stałym elementem zawsze jest pizza. 

Oprócz tego ludzie bardzo chętnie dzielą się niezdrową żywnością. Często, kiedy decyduję się na zdrowy lunch, ktoś do ręki wkłada mi chipsy albo czekoladowe ciastko. Oprócz tego na niektórych lekcjach mamy "food days" czyli dni, kiedy nauczyciel i uczniowie przynoszą przekąski na lekcje. Bardzo lubię takie dni, jednak wiem, że nie jest to najlepsze dla mojego zdrowia.

Ino.online: Jak wyglądały Twoje pierwsze dni w Ameryce? Jak przyzwyczajałaś się do tamtejszych zwyczajów, kultury?

Wiktoria Ratajczak: Bardzo dużym szokiem były dla mnie inne godziny posiłków. Tutaj ludzie jedzą lunch, kiedy w Polsce je się obiad. Jest to posiłek bardziej, jak drugie śniadanie. Przez to, przez pierwszy miesiąc byłam codziennie nadal głodna po zjedzeniu lunchu. Obiad natomiast je się tu bardzo późno. Trudno było mi przestawić się na taki system, jednak od dawna nie mam już z tym większych problemów. 

received_1270889116758300

Ino.online: A jak wyglądała twoja aklimatyzacja w amerykańskiej szkole? Czy tamtejsza młodzież jest zupełnie inna od polskiej?

Wiktoria Ratajczak: Dużym szokiem były dla mnie testy w szkole. W Polsce o testach przeważnie informowani jesteśmy co najmniej tydzień przed, tutaj często zdarza się, że mamy tylko jeden dzień na naukę. Pamiętam moją panikę, kiedy dowiedziałam się o moim pierwszym teście jeden dzień przed. Kolejnym szokiem były dla mnie bardzo krótkie przerwy między lekcjami. W Polsce byłam przyzwyczajona do 5, 10 lub 15-minutowych przerw. Tutaj mamy czas tylko na przejście z klasy do klasy. Nie ma możliwości pójścia w tym czasie do toalety, a co dopiero na rozmowy ze znajomymi.

Ino.online: Jesteś bardzo aktywną uczennicą. Dołączyłaś do klubów j. francuskiego, matematycznego, pływania, jedzenia oraz sister cities. Bierzesz udział w przedstawieniach teatralnych. Zamierzasz dołączyć do drużyny piłkarskiej. A jakich przedmiotów uczysz się na co dzień?

Wiktoria Ratajczak: Języka angielskiego, historii USA, fizyki, geografii społeczno-gospodarczej na poziomie studiów, zasad inżynierii, matematyki na poziomie zaawansowanym, makroekonomii na poziomie studiów i socjologii. Moje oceny oscylują w okolicach 94%-100% (A). Bardzo nie chciałam popaść w zaległości w polskiej szkole, dlatego też postanowiłam rozpocząć czytanie większości lektur przewidzianych na drugą klasę liceum. Uczyłam się też fizyki. Stworzyłam plany nauki, które miały pozwolić mi połączyć naukę materiału z polskiej i amerykańskiej szkoły jednocześnie.

Ino.online: Jakie są twoim zdaniem największe zalety mieszkania w USA, a jakie wady? Niekoniecznie w kontekście rocznego pobytu w celu nauki, ale gdybyś miała spędzić tu resztę życia?

Wiktoria Ratajczak: Myślę, że największą zaletą USA jest system szkolnictwa. Bardzo podoba mi się opcja wyboru przedmiotów szkolnych zgodnych z zainteresowaniami, czy planami uczniów. Dzięki temu każdy może przystosować trudność szkoły dla siebie. Kolejną zaletą mieszkania w USA jest duża ilość rzeczy do robienia w wolnym czasie. Łatwo jest znaleźć klub, wolontariat, miejsce do uprawiania sportu. Ludzie żyją tu bardzo aktywnie. 

Kolejną zaletą jest otwartość i chęć do pomocy innym. Ludzie są cały czas uśmiechnięci. Jeśli zapyta się kogoś o pomoc, nikt nie ma problemu z udzieleniem odpowiedzi. Następnie dobre wyposażenie instytucji takich jak szkoły, szpitale, przedszkola itp. Przykładowo w mojej szkole każdy z uczniów dostaje laptop na cały rok szkolny. Wystrój wnętrz jest też bardzo nowoczesny w takich miejscach. Mają tu też dobre drogi. Muszę przyznać, że nie widzi się tu dziur w jezdni. Ponadto bardzo dobrze rozwinięta jest tu sieć autostrad.

Ino.online: A jak wygląda ta druga strona mieszkania w Ameryce?

Wiktoria Ratajczak: Tak, jak wspomniałam wcześniej, żywność jest tu bardzo przetworzona. Przez ogromne wielkości produktów, dużo jedzenia jest marnowane. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy pierwszy raz zobaczyłam półmetrową puszkę groszku. Większość produktów jest tu ogromna. Zdarzają się osoby, które do szkoły przynoszą 4-litrowe butelki wody czy napoju. Ponadto używa się tu bardzo dużo plastiku, co generuje ogromną ilość śmieci.

Kolejną wadą są podatki doliczane do każdych zakupów. Idąc do kasy, nie wiemy ile dokładnie zapłacimy, ponieważ do każdych zakupów doliczany jest podatek, który nie jest uwzględniony w cenie na półce. Mogłabym wymienić jeszcze brak publicznej służby zdrowia i wysokie koszty ubezpieczeń oraz brak darmowych studiów. Dobre wykształcenie często oznacza tutaj konieczność zaciągnięcia kredytu. 

Ino.online: Czy w USA czujesz się bezpiecznie?

Wiktoria Ratajczak: Powszechny dostęp do broni, to kolejna wada życia w tym kraju. Czasami myśl, że ktoś w pobliżu może być w posiadaniu pistoletu, może być lekko przerażająca. 

Ino.online: Czy dostajesz paczki od rodziców? Jeśli tak, to czy zdradzisz nam, co jest w środku?

Wiktoria Ratajczak: W listopadzie dostałam taką paczkę. Było trochę jedzenia, w tym słodyczy, których mi tu brakuje. Rodzice przysłali mi też trochę ubrań i kosmetyków. Dołączyli również prezenty dla rodziny, u której mieszkam.

Ino.online: W trakcie ostatniego finału WOŚP udało ci się zebrać ponad 1000 dolarów. Jak do tego doszło?

Wiktoria Ratajczak: Cały pomysł pojawił się w mojej głowie już podczas wakacji, kiedy przygotowywałam się do mojego wyjazdu na wymianę. Już od pierwszych dni mojego pobytu w USA, zaznajamiałam Amerykanów z ideą WOŚP. Jeden z nauczycieli szybko zaproponował pomoc i zgodził się na zorganizowanie finału w szkole. Rejestracja sztabów rozpoczęła się w październiku.

Nagle okazało się, że potrzebuję osobę dorosłą z polskim obywatelstwem, aby założyć sztab. Po tygodniu udało się mi niespodziewanie znaleźć taką osobę w pobliskim mieście. Wspólnie zaczęłyśmy załatwiać wszystkie formalności, ale pojawiła się kolejna trudność. Potrzebowałyśmy co najmniej trzy niespokrewnione osoby z polskim obywatelstwem do komisji liczącej pieniądze. Pokonanie tej trudności było niemal niemożliwe. Postanowiłyśmy skontaktować się ze sztabem w Chicago. Udało się nam z nimi połączyć i stać się "mini sztabem".

Potem pojawiło się kilka problemów formalnych w szkole, przez co musiałam dość mocno zmienić plany. Ostatecznie udało się zorganizować w szkole sprzedaż 250 ciasteczek otrzymanych za darmo od lokalnej piekarni. W ciągu trzech dni udało się wszystko sprzedać. 

20220130_135126

Ino.online: Jaka była reakcja Amerykanów?

Wiktoria Ratajczak: Bardzo pozytywna. W ostatni dzień zbiórki każdy z nauczycieli wrzucił co najmniej $1 do puszki. Po całym wydarzeniu musiałam pojechać do Chicago, aby oddać puszki. Udało się mi tam także wziąć udział w wywiadzie dla telewizji TVN24.

Ino.online: Inną inicjatywą są spotkania online między twoją polską i amerykańską klasą.

Wiktoria Ratajczak: To kolejny, ważny dla mnie projekt. Wraz z moim amerykańskim nauczycielem wpadliśmy na ten pomysł na początku roku szkolnego. Po kilku miesiącach udało się w końcu nawiązać współpracę. Pierwsze spotkanie było tylko ze mną w przerwę świąteczną, natomiast następne już z grupą Amerykanów.

Ino.online: Okazuje się, że postanowiłaś zrobić coś również dla swojej rodzinnej miejscowości, czyli Barcina.

Wiktoria Ratajczak: Na początku lutego udało się mi spotkać z burmistrzem miasta, w którym przebywam. Cały pomysł spotkania narodził się już w październiku. Wtedy napisałam e-maila do burmistrza Barcina, w którym opisałam moje dotychczasowe doświadczenia wymiany i opowiedziałam o moim pomyśle na nawiązanie kontaktu między Barcinem, a De Pere. Burmistrz Barcina postanowił napisać list do burmistrza De Pere. Przy okazji otrzymania paczki od moich rodziców, dostałam także ten list. Później skontaktowałam się z burmistrzem De Pere. Ostatecznie po kilku tygodniach udało się nam spotkać. Spotkanie przebiegło bardzo dobrze. Burmistrz chce kontynuować współpracę z Barcinem. W różnych miejscach, które odwiedzam, staram się robić zdjęcia z flagą Barcina lub Polski.

Ino.online: Dziękujemy za rozmowę.

Wiktoria Ratajczak: Dziękuję.

20211231_152437