W swoim opisie na Instagramie użyłeś określenia „buongustaio”. Co ono oznacza?

Buongustaio to taki miłośnik rzeczy pięknych i wyrafinowanych. To przede wszystkim smakosz. Taki właśnie jestem. Interesują mnie prawdziwe smaki i to nie odnosi się tylko do kuchni, lecz do ogółu, tzn. do wszystkiego, co mnie otacza. Nie lubię sztucznych zamienników czy słabej jakości. W życiu szukam zawsze prawdy, głębi i czegoś, czego nie wystarczy zobaczyć lub poczuć na języku. A co do kuchni... kocham jeść i gotować. Uwielbiam poznawać i smakować tajniki włoskiej kuchni.

Czy piekłeś kiedyś rogale świętomarcińskie?

Ojej... Rogali nie piekłem, ale uwielbiam je. Te prawdziwe, z marcepanem. Aaa, ślinka leci! Muszę koniecznie nauczyć się ich robić. Fajnie byłoby zrobić je Włochom.

Czy tęsknisz za latem, nucąc piosenkę „Quando quando quando”, którą nagrałeś na płytę Dolce VitaM?

Lato jest zawsze w moich myślach. Kocham upały, uwielbiam wtedy biegać po polach, leżeć na plaży i nie myśleć o niczym. „Quando quando quando” śpiewa mi się najlepiej, kiedy przygotowuję latem bezę Pavlova z malinami. Latem takie piosenki śpiewa się najlepiej. Są wesołe i porywają do „bujania". Zresztą cała płyta Dolce VitaM taka jest. To dawka prawdziwej i dobrej włoskiej muzyki z lat 60.

Wolisz słuchać opowieści snutych w języku polskim czy włoskim? Czy każdy z tych języków niesie w sobie inny ładunek emocjonalny, czy to tylko kwestia naszej interpretacji?

Ciekawe pytanie i może nawet spostrzeżenie dotyczące odbioru treści w każdym z tych języków.

Generalnie wolę oglądać filmy w języku włoskim... Może dlatego, że mają dubbing, zamiast lektora. I tak np. Netflixa mam włoskiego. Myślę, że obydwa języki mają dla mnie taką samą wartość, nie mniej jednak o pewnych rzeczach rozmawiam i rozmyślam tylko po włosku. Pewne tematy mają w nim silniejszy przekaz, być może dlatego, że jest on sylabicznym kodem językowym. Posiada więcej samogłosek, a jak wiadomo, to w nich zawarta jest głębia przekazu.

Masz większe grono fanów w Polsce czy we Włoszech?

Zdecydowanie w Polsce. Ubolewam tylko, że płyta Dolce VitaM ujrzała światło dzienne na tydzień przez pandemią, tzn. wtedy, kiedy zaczął się strach i panika. Muzyka przestała wtedy istnieć.

Jakiś czas temu dzieliłeś wywiadu z myślą o publikacji w książce „To jest Italia!” autorstwa Aleksandry Seghi. O czym dokładnie rozmawialiście?

Najlepiej zajrzeć do tej książki samemu. Jest w niej sporo ciekawych wywiadów z ciekawymi ludźmi. Ze mną można rozmawiać tylko o muzyce i jedzeniu. Żartuję! :) Można rozmawiać ze mną o wszystkim. Polecam się. W książce jednak skupiałem się na tym, co lubię najbardziej: śpiewać, gotować i jeść. Podałem tam nawet przepis na parmigianę.

Ostatnio przekonałeś się, że Szymon Majewski jest wiernym fanem włoskiej muzyki. Jak narodziła się w nim ta pasja?

Z Szymonem spotkaliśmy się na pewnym fajnym wydarzeniu, na którym zapowiadał mój koncert. Okazało się, że również on jest miłośnikiem włoskiej muzyki lat 50. i 60. Zna artystów, którzy nie są popularni w Polsce, a na którejś ważnej rocznicy Szymona wyśpiewywał mu z głośników Fred Buscaglione.

Gdzie możemy usłyszeć Cię w najbliższym czasie?

W najbliższym czasie śpiewam m.in. w Szczawnie Zdroju, Dusznikach, Poznaniu, Olkuszu. W przyszłym roku, w styczniu, na pewno w Gdańsku i innych większych miastach. Nagrywam też nowe, moje własne piosenki. Na razie cicho sza!