Matematyka - nie taka straszna, jak ją piszą
Matematyka do 1983 roku była na liście obowiązkowych przedmiotów maturalnych, potem zniknęła... W 2010 roku ponownie wróciła, jako jedna z ważnych części egzaminu dojrzałości. Naczelna Izba Kontroli w tym roku ponownie próbowała "pozbyć się" matematyki, proponując zawieszenie obowiązku jej zdawania na maturze. Jednak resort edukacji bardzo szybko odrzucił tę propozycję, zapewniając, że przedmiot nadal będzie obowiązkowym na egzaminie maturalnym, tak jak w większości krajów europejskich. O trudnych losach królowej nauk, ale i korzyściach płynących z nauki przedmiotu rozmawialiśmy z panią Izabelą Stachowiak-Wilk, nauczycielką matematyki w III Liceum Ogólnokształcącym im. Królowej Jadwigi w Inowrocławiu. Tegoroczni maturzyści - szczególnie ci, obawiający się egzaminu, znajdą też coś dla siebie.
Jak długo pracuje pani w zawodzie?
Izabela Stachowiak-Wilk: To jest 31. rok mojej pracy. (uśmiech)
Od zawsze wiedziała pani, że chce nauczać matematyki?
Izabela Stachowiak-Wilk: Można powiedzieć, że zdecydowałam się już w szkole podstawowej. Miałam do wyboru matematykę, ale myślałam też o robotyce na politechnice albo akademii sztuk pięknych - marzył mi się kierunek: tkanina artystyczna. Jednak moi rodzice szybko wybili mi ten ostatni pomysł z głowy mówiąc, że po takim kierunku nie będę miała za co żyć. (śmiech) W związku z powyższym, zostały mi tylko przedmioty ścisłe, a że matematyka zawsze była ukochana przeze mnie, dlatego ją wybrałam. Natomiast to, że zostałam nauczycielką wynika z faktu, że cała moja rodzina to nauczyciele. A więc było to naznaczenie dziedziczne. (uśmiech) Uczenie się tego przedmiotu, a potem kogoś - po prostu sprawiało i nadal sprawia mi przyjemność.
Robotyka też ciekawa. Dlaczego nie zdecydowała się Pani na ten kierunek?
Izabela Stachowiak-Wilk: 30 lat temu robotyka była nowa, fascynowało mnie to, ale nie byłam pewna co z tego będzie. Teraz jak na to patrzę to faktycznie wydaje się, że trzeba było jednak wybrać ten kierunek. (uśmiech) Ale kiedy ja wybierałam się na studia to naprawdę było tak nowe, tak świeże, że chyba po prostu zabrakło mi trochę odwagi. Nie wiedziałam co mnie po tym kierunku czeka. Natomiast matematyka jest wieczna. Wiedziałam, że jak tę matematykę ukończę to nawet, jeśli rozmyśliłabym się i nie została nauczycielką to i tak będę mogła znaleźć pracę w innym miejscu, np. w banku. Mogłam zająć się ekonomią czy na przykład podjąć pracę w firmie ubezpieczeniowej, jako aktuariusz lub jako analityk rynku finansowego.
Z perspektywy nauczyciela - czy matematyka jest przedmiotem, który stawia ciągle jakieś nowe wyzwania, zmienia się?
Izabela Stachowiak-Wilk: Sama matematyka na poziomie szkolnym nie podlega zmianom. Zmienia się natomiast zakres materiału. Są przesunięcia w ramach kolejnych reform, tak mniej więcej raz na 3 lata. (uśmiech). Rozwój matematyki, jako dziedziny naukowej jest poza naszym, szkolnym zakresem. Powiedzieć, że my nauczyciele uczymy się matematyki - to raczej nie można, ale jeśli zapytać czy uczymy się uczyć matematyki - to jak najbardziej. Musimy przekazywać nowe treści, trzeba dobierać coraz to nowsze metody nauczania. Teraz młodzież ma tyle bodźców zewnętrznych, tyle innych zajęć, że trzeba się przebić z ofertą nauki do głowy ucznia w taki sposób, żeby go zainteresować i zachęcić. W dzisiejszych czasach uczeń, który nie korzysta na lekcji z komputera, rzutnika, tablicy multimedialnej czy innych ciekawych pomocy naukowych na lekcji, a ma przed sobą tylko kredę i tablicę to się nudzi. Dlatego trzeba stosować nowe techniki, aby przyciągnąć uwagę ucznia. Ja też się staram. Korzystam z komputera, projektora, wizualizera, utrzymuję z uczniami kontakt mailowy poprzez maile klasowe oraz osobiste, wysyłam im różne zadania do rozwiązania a czasem notatki z lekcji, z tablicy multimedialnej w formacie pdf. Jest również dziennik elektroniczny i za jego pośrednictwem uczniowie mogą się kontaktować z nauczycielami. Kiedyś tego nie było.
Opinia na temat matematyki jaka jest, wszyscy wiemy. Co jest źródłem złej sławy tego przedmiotu?
Izabela Stachowiak-Wilk: Narzekanie na matematykę i opowiadanie, że w szkole sobie z nią nie radziliśmy, wydaje się być w dobrym tonie... Całkiem niedawno oglądałam program w telewizji i tam pewne dwie panie przyznały, że miały problem z matematyką w szkole. Na wizji uznały to za coś bardzo fajnego, zabawnego i oczywistego dla większości, że nie radzą sobie z tym przedmiotem do dziś. To jest trochę smutne, bo zamiast się martwić, że się czegoś nie umiało i nadal nie umie, to uznaje się to za sukces? Nasi uczniowie bardzo szybko chwytają tę "motywację". Tłumaczą sobie, że przecież inni też tego nie umieli, a zrobili karierę i tym sposobem usprawiedliwiają swoją niechęć do matematyki. A to nie jest przedmiot, który każdy musi znać rewelacyjnie. Jest to natomiast przedmiot, który uczy myślenia. Nie chodzi o to czy umiemy logarytmy, potęgi, funkcje trygonometryczne tylko o to, czy kojarzmy fakty, wyciągamy wnioski potrafimy logicznie rozumować, analizować tekst pisany "ścisłym" językiem. W dzisiejszych czasach bardzo wiele osób ma problem z przeczytaniem treści zdania, które składa się z dwóch zdań.
Dlaczego tak się dzieje?
Izabela Stachowiak-Wilk: Dlatego, że teraz wszystko mamy poszatkowane. Skróty, smsy, emotikonki - wszystko krótko, łatwo, a potem jest kłopot ze zrozumieniem treści bardziej skomplikowanych. Matematyka nie lubi ozdobników - nie ma epitetów, przenośni – jej treść jest sucha. I choć wydaje się, że prościej już nie można przedstawić polecenia, zadania czy też opisu a i tak połowa uczniów mówi, że nie rozumie tego, co czyta. To jest przerażające.
W takim razie, jak odpowiednio podejść do nauki matematyki?
Izabela Stachowiak-Wilk: Niezastąpiony jest okres chłonności umysłu, kiedy to uczymy się czegoś od początku naszego życia. Rodzic powinien w zasadzie rozpocząć naukę matematyki z dziećmi od ich najmłodszych lat. Może to śmiesznie zabrzmi, ale swoje pociechy uczyłam, kiedy jeszcze nie chodziły do szkoły, podczas spacerów. Liczyliśmy kołki w płocie, płytki chodnikowe, ptaszki. Dziecko, które ma 4 czy 5 lat bardzo interesują zabawy tego typu i rodzic powinien to wykorzystać. Okres nauczania w szkole podstawowej jest również bardzo ważny. Ja nie jestem zwolenniczką nauczania zintegrowanego, gdzie obecnie więcej czasu poświęca się na takie przedmioty, jak język polski czy przyroda. Stawia się na zajęcia, które dla dzieci mogą wydawać się łatwiejsze i przyjemniejsze. Matematykę omija się. Problem potem narasta. Niechęć do tego przedmiotu, która pojawia się już na początku, gdzie spycha się trudniejsze problemy na bok, zostaje z uczniem przez całą jego edukację. Można przecież wprowadzić przedmiot w formie zabawy, a nie strachu. Poza tym, całe nasze życie polega przecież na tym, żeby walczyć z trudnościami. Żyje się wtedy o wiele ciekawiej.
Często zarzuca się, że skuteczność nauczania matematyki pozostawia wiele do życzenia. Tym między innymi kierowała się NIK uzasadniając swoją propozycję zniesienia obowiązku jej zdawania na maturze. Czy to, kto wykłada matematykę też ma znaczenie?
Izabela Stachowiak-Wilk: Oczywiście. Można być świetnym matematykiem, ale niekoniecznie dobrym dydaktykiem. Nie każdy nadaje się do nauczania, ale każdy nadaje się do tego, żeby drugiego człowieka nie zniechęcać, nie straszyć, a pozytywnie motywować.
Pani zdaniem to dobrze, czy źle, że wszyscy absolwenci muszą mierzyć się z królową nauk?
Izabela Stachowiak-Wilk: Bardzo dobrze. Matematyka podstawowa jest do zdania dla prawie wszystkich. Poziom, który obecnie należy osiągnąć, żeby zdać maturę, wynosi zaledwie 30%. Przedmiot był przez lata spychany do kąta i czym to poskutkowało? Zauważono nagle, że mamy zbyt wielu humanistów, a brakuje inżynierów. Licealiści nie uczyli się matematyki, tłumacząc, że skoro nie zdają z niej matury, to nie muszą jej rozumieć. Kończyli szkoły, w zasadzie jej nie umiejąc. Jednak od kilkunastu lat rola przedmiotów ścisłych jest podnoszona. Zachęca się młodych ludzi do kontynuowania nauki na uczelniach technicznych, do uzyskiwania tytułu inżyniera a nie tylko magistra. Również dziewczęta przekonuje się do tego, żeby kończyły kierunki ścisłe. To wszystko jest dobrą tendencją, bo to produkcja ciągnie w górę dobrobyt, a nie - jak to się kiedyś mówiło - nadbudowa. (śmiech)
Cudów nie ma, czasu pozostało niewiele, ale jakie ma Pani rady dla tych, którzy w tym roku zdają maturę z matematyki?
Izabela Stachowiak-Wilk: To dla wszystkich tych, którzy mają kłopot z tym przedmiotem i boją się, że nie zdadzą matury. Zapoznajcie się z zawartością tablic matematycznych, które będziecie mieli do dyspozycji podczas egzaminu. Zastanówcie się do czego wam się przydadzą i jak możecie je wykorzystać. Po drugie, pracujcie po 15 minut dziennie, ale codziennie. Nie zrywami - raz na dwa tygodnie po kilka godzin. Systematyczność nie tylko uczy nas myślenia, poszukiwania rozwiązań, ale i przyzwyczaja do wysiłku umysłowego. Poza tym pracujcie samodzielnie i nie zniechęcajcie się tak łatwo. Na pewno zdacie.
Na koniec proszę powiedzieć, czy lubi Pani swoją pracę?
Izabela Stachowiak-Wilk: Lubię, chociaż czasami jest męcząca i nie jest łatwo. Jednak nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego. Może nie mam w sobie już tyle entuzjazmu, co kiedyś, bo wiadomo, czas robi swoje, ale staram się pracować dobrze. Staram się uczyć dobrze, mieć swoje inicjatywy, konkursy - staram się nadążać za rozwojem technologii, nie pozostawać w tyle. Bo nie chciałabym, żeby uczniowie mówili, że mają matematykę z osobą, która zna tylko tablicę i kredę (śmiech). Mam nadzieję, że w ten sposób pokazuję im też, że uczyć można się całe życie.
Dziękujemy za rozmowę