Korona Oceanów to siedem skrajnie różnych oceanicznych przepraw. Należą do nich: Kanał Tsugaru, Cieśnina Gibraltarska, Kanał Irlandzki Północny, Cieśnina Cooka, Kanał Molokai, Kanał La Manche, Kanał Catalina. Siedem najtrudniejszych odcinków do przepłynięcia, podczas których trzeba zmierzyć się z niskimi temperaturami wody, wysokimi falami, pływami morskimi, niekorzystną pogodą oraz morskimi zwierzętami - jak rekiny czy meduzy.

Cały projekt jest wstępnie planowany na 4-5 lat, a jego koszt szacuje się na kwotę około miliona złotych. Jako pierwszy z dystansów do pokonania, do którego Rafał Domeracki będzie podchodził w czerwcu tego roku, jest kanał La Manche. O tym, jak zaczęła się jego historia z pływaniem, o projekcie Korona Oceanów, przygotowaniach i trudach organizacyjnych przeczytacie w rozmowie poniżej.

IO: Jak długo pływasz?

Rafał Domeracki: W wieku 30 lat dopiero nauczyłem się pływać. Wcześniej, we wojsku byłem płetwonurkiem, ale to zupełnie coś innego. Tutaj musiałem nauczyć się wszystkiego od podstaw, łącznie ze swobodnym oddychaniem pod wodą bez żadnego sprzętu - zanurzyć głowę pod wodą i nie oddychać to było najtrudniejsze, bo jak byłem płetwonurkiem mogłem sobie swobodnie pod wodą oddychać. To był nawyk i bardzo ciężko było mi się tego oduczyć, ale udało się.

IO: W takim razie, dlaczego nagle postanowiłeś nauczyć się pływać? Rafał Domeracki: Po prostu poczułem potrzebę postawienia sobie w życiu jakiegoś celu - projektu sportowego i okazało się nim pływanie. Według mnie jest to najtrudniejszy sport na świecie... A Koronę Oceanów zapragnąłem zdobyć po tym, jak przeczytałem książkę Stevena Munatonesa. Po jej przeczytaniu wiedziałem już, że będzie to mój cel na najbliższy sezon.

IO: Nie obawiasz się, że rzucasz się na zbyt głęboką wodę? Jak wyglądają twoje treningi i jakie masz już osiągnięcia na swoim koncie?

RD: Dziennie pływam około 10 km na basenie - 6 dni w tygodniu, niedzielę mam na odpoczynek i regenerację. Ponad to gimnastyka i prowadzenie specyficznego trybu życia, który podporządkowany jest pasji pływania. Wszystko pod okiem trenera kadry narodowej w pływaniu na wodach otwartych - Tomasza Pąchalskiego i fizjoterapeuty Jakuba Ślachetki. W sezonie 2015 ukończyłem kilka maratonów pływackich, takich jak Otyliada, przepłynąłem też jezioro Jeziorak, Gopło, a w 2016 roku kolejną Otyliadę oraz maraton Hel-Gdynia. W tym samym roku zaczęła się moja pasja do lodowego pływania. 4 grudnia zostałem Mistrzem Śląska w lodowatej wodzie na krótkim dystansie - 500 m. Płynąłem w wodzie, która miała 0,5 stopnia - dla porównania zimna woda z kranu ma 8 stopni. Mistrzostwa Polski i Puchar Świata w lodowym pływaniu - 1 km, gdzie zająłem dziewiąte miejsce. Jak się później okazało, byłem tam jedynym debiutantem i miałem okazję zmierzyć się z zawodowymi pływakami. W lutym wybieram się na zawody w zimnej wodzie do Czech.

IO: Powiedz, jakim cudem marznięcie stało się Twoją pasją?

RD: Śmiech. Tak - to idzie pokochać! Każdy sport ekstremalny uzależnia i pływanie w lodowatych wodach też. Wywołuje dreszcze adrenaliny, trudno jest opisać, co się czuje, jak się wchodzi do tej wody – czy to jest ból, czy to jest przyjemność (śmiech). Wciąga to. Łapie się wtedy taką euforię, tzw. supermana!

IO: Pierwsze spotkanie z zimną wodą?

RD: Pamiętam, że pierwszy raz wychodziłem do zimnej wody we wrześniu, miała ona 15 stopni. Było mi strasznie zimno i wytrzymywałem wtedy tylko pół godziny. Dziś potrafię tyle wytrzymać w wodzie, która ma około 1 stopnia. Treningi w lodowatej wodzie odbywają się trzy razy w tygodniu. Pływa się od 15 do 20 minut. I tutaj chciałbym dodać, że za bezpieczeństwo na wodach otwartych zimowych odpowiada mój tata Józef.

IO: Tata?

RD: Tak, tata jest w moje pływanie bardzo zaangażowany. Pomaga mi. Jest sporo grupa ludzi mi życzliwych, którzy mnie wspierają. Od roku działa stowarzyszenie "Korona Oceanów", którą współtworzą ze mną sami przyjaciele i pomagają mi kompletnie za darmo.

IO: Również w przygotowaniach do zdobycia Korony Oceanów?

RD: Tak, Marcin Pieńkowski odpowiada za pozwolenia, bo każde przepłynięcie wymaga zgody danej organizacji - w przypadku kanału La Manche jest to Angielska Federacja Pływacka. Jest również Monika Wiśniewska - konsultantka prawna, Monika Stanna, która odpowiada na bezpieczeństwo na wodach otwartych w lato. Wszyscy, również Ci wcześniej wspomniani bardzo mi pomagają.

IO: Dlaczego jako pierwszy z dystansów wybrałeś kanał La Manche?

RD: Kanał ten w pływaniu długodystansowym jest jak Everest w himalaizmie. Pobudza wyobraźnię. Jest to najbardziej rozpoznawalna przeprawa openwater i swoista wizytówka pływania długodystansowego.

IO: Jak przeprawa będzie wyglądała i jakie tam panują warunki?

RD: Pozwolenie mamy wykupione na termin od 14 do 21 czerwca. To, którego dnia dokładnie popłynę zależne jest od wielu czynników - pogody, temperatury wody itd. Płyniemy z Dover do Calais - 33, 1 km. Zwykle odległość ta wydłuża się ze względu na silne prądy i pływy morskie. Woda w czerwcu będzie miała około 13 -15 stopni. Ponadto nie pomaga fakt, że na kanale jest dość intensywny ruch. Sprzęt, jaki można posiadać to okularki, jeden czepek, kąpielówki, zatyczki do nosa i uszu. Można też ewentualnie natłuścić ciało. Będzie trudne płynięcie, ale do odważnych świat należy. Pływa się ten odcinek od 1875 roku i dotychczas jest przepłynięty przez około 2000 osób.

IO: Jaki jest koszt takiej jednej wyprawy?

RD: W przypadku kanału La Manche to koszt około 40 tysięcy, ale jest to zapewnienie wszystkiego - wyjazd pięciu osób, pobyt, powrót, wykupienie pozwolenia to około 20 tysięcy złotych. Cały projekt wymaga kolosalnych nakładów finansowych. Niektóre z wypraw, jak na przykład ta do Ameryki, wymaga żeby stawić się na miejscu tydzień przed przeprawą i niestety generuje to dodatkowe koszty. Dlatego ciągle szukamy sponsorów, darczyńców… Swoją historią przekonałem dwie bardzo ważne w naszym środowisku osoby do tego, żeby zostały twarzami projektu. Są nimi Joanna Zachoszcz - uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Rio De Janeiro na 10 km. W ogóle pływanie długodystansowe w Polsce jest mało rozpowszechnioną dyscypliną - chyba dopiero od 4 lat, a już mamy olimpijkę. Drugą twarzą projektu został bardzo rozpoznawały zawodowiec, który spędził 27 lat w basenie i mój idol - Sebastian Karaś. Jest on rekordzistą Polski na kanale La Manche - w 2015 roku przepłynął go w 8 godzin 50 minut. Średni czas przepłynięcia to 14 godzin, ja chce ukończyć przeprawę w 10, 11 godzin.

IO: Udział w przeprawach wiąże się z ryzykiem, nawet utraty życia. Podpisywane są umowy...

RD: Tak, przed każdymi zawodami podpisujemy taki świstek. I to jest tylko kartka papieru - to w końcu ja wiem, czy jestem przygotowany, czy czuję się dobrze i na siłach. Trener jest również osobą decyzyjną tutaj, to on decyduje, czy wypłynę w danych zawodach.

IO: Czy masz już wybraną kolejną przeprawę?

RD: Miałby to być kanał Północny, Szkocja – Irlandia. Zastanawiamy się jednak z trenerem, czy jako drugie płynięcie powinniśmy wybrać to, które jest bardzo ciężkie fizycznie do przepłynięcia. Są tam bardzo niesprzyjające warunki dla pływaków. Panują silne prądy morskie, bardzo duże fale, bardzo zimna woda - około 10 stopni, około 34 km do przepłynięcia, które przy silnych prądach mogą zamienić się nawet w 40 km. Hipotermia będzie tam narastała z każdym kilometrem. Ten odcinek zaczęto przepływać od lat 50, a przepłynięty został dopiero 23 razy - co świadczy o trudności przepłynięcia. Jest również możliwość - w przypadku flauty, że pojawi się tysiące parzących meduz. I płynie się jak w galarcie. (śmiech)

IO: Podczas niektórych przepraw można napotkać rekiny?

RD: Wszyscy o te rekiny pytają, bo jesteśmy chyba przewrażliwieni przez film "Szczęki". Rekin nie zaatakuje ot tak, on bardziej podpłynie...

IO: A co wtedy? Informuje się o tym zawodnika?

RD: Jeżeli rekin podpłynie, to ja nawet nie będę o tym wiedział. Nie informuje się zawodnika. Dostaje się polecenie, żeby wejść na łódź i dopiero tam jest powiedziane dlaczego płyniecie zostało przerwane.

IO: Znasz takie przypadki? RD: Chociażby przypadek z 2015 roku - kanał Molokai. Rekin pojawił się, zauważyli to na dronie, który nagrywał płynięcie jednej z pływaczek. Przerwano próbę, poinformowano o tym fakcie panią i potem nie chciała ona już kontynuować płynięcia.

IO: Czy możesz nazwać siebie już zawodowcem?

RD: Nie, ja ciągle nazywam się amatorem. Minie sporo czasu zanim to wszystko perfekcyjnie opanuję. Dziś wiem, że złota na olimpiadzie nie zdobędę (śmiech), ale Koronę Oceanów mam zamiar zaliczyć.

IO: Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki.

RD: Dziękuję i przy okazji serdecznie zapraszam wszystkim mieszkańców Inowrocławia do kibicowania i polubienia mojego profilu na Facebooku