Kilometrami kilkukrotnie okrążyli równik

Podczas naszej ostatniej rozmowy z inowrocławianinem Przemkiem Szczepańskim i jego partnerką Magdą Jarocką, podróżnicy mieli za sobą 2,5 roku przygód. Byli w trakcie zdobywania świata, obecnie od kilku miesięcy przebywają w kraju. Jakie to uczucie wrócić z takiej wyprawy?

Ponad 3 lata w trasie, odwiedzili 5 kontynentów, a jak podróżowali? Bez listy, zaliczania po kolei wszystkich atrakcji turystycznych czy drogich hoteli, po prostu pod wpływem chwili i blisko ludzi. Dzięki czemu widzieli rzeczy, których na próżno szukać w folderach i przewodnikach turystycznych. W 1140 dni zrobili tyle kilometrów, że starczyłoby na okrążenie równika kuli ziemskiej – 4,5 raza! Jak czują się po powrocie, dlaczego wrócili i co udało im się jeszcze zwiedzić – między innymi o tym przeczytacie w naszej rozmowie z Przemkiem, który obecnie przebywa w rodzinnym Inowrocławiu.

Trochę Wam tych kilometrów wyszło, czy są to dokładne wyliczenia?

Przemek Szczepański: Tak. Usiadłem i dokładnie to obliczyłem. Dało mi to wielką frajdę, bo dzięki temu mogłem przebyć tę podróż w pewnym sensie jeszcze raz, przypominając sobie różne sytuacje, miejsca, ludzi, przygody, które przykrył już kurz czasu. Wyszło, że w sumie przemierzyliśmy 180 000 kilometrów i wtedy uśmiechnąłem się do siebie, bo przypomniał mi się Tony Halik (uśmiech) i jego podroż po Amerykach, gdzie przemierzył podobny dystans, o czym pisał w swojej książce "180 000 kilometrów przygody". Oczywiście poza tym faktem, to zupełnie inna podroż.

razem

Ostatnio, jak rozmawialiśmy w kwietniu ubiegłego roku, mieliście za sobą część Europy, Azji, Australii, Nowej Zelandii i Ameryki Południowej. W planach było dostanie się jachtostopem na Kubę...

Przemek Szczepański: Tak. Dokończyliśmy Amerykę Południową, dojechaliśmy do Kolumbii i z tamtejszego wybrzeża próbowaliśmy złapać jachtostop na Kubę. Niestety trochę się spóźniliśmy, bo praktycznie było już po sezonie i mało kto już się tam wybierał. Większość jachtów płynęła do Panamy. Postanowiliśmy więc najpierw dostać się do Panamy i stamtąd szukać szansy na Kubę. Udało nam się znaleźć dwóch kapitanów, którzy chcieli nas zabrać w rejs. Pierwszy z nich okazał się być bardzo ciekawą osobą. Był to Francuz, artysta, który na łodzi przebywał od ostatnich kilku lat. Był on wpływowym projektantem żagli windsurfingowych, powstawały artykuły o nim, wspierały go największe firmy, jak choćby "Lacoste". Ponadto cały czas tworzył projekty żagli na łodzi. Ciekawy człowiek, tylko że mu się nie spieszyło, preferował żeglować w sposób tradycyjny bez korzystania z silnika, i ciągle przesuwał datę odjazdu, a my nie mogliśmy czekać w nieskończoność. Znaleźliśmy innego kapitana, tym razem Amerykanina. Ale on od razu powiedział, że startuje za kilka tygodni. Byliśmy już długo w jednym miejscu i czuliśmy, że czas się ruszyć, tym bardziej, że na inną szansę się nie zanosiło, dlatego ostatecznie dotarliśmy do Panamy na własną rękę, a tam dalej kontynuowaliśmy poszukiwania jachtu na Kubę.

I udało się?

Przemek: Zostawiliśmy w kilku marinach swoje dossier. Co poskutkowało tym, że pewnego dnia idąc do sklepu zauważyliśmy biegnącego za nami mężczyznę... Okazało się, że był to kapitan, który miał dla nas propozycję nie do odrzucenia. Powiedział, że płynie przez Kanał Panamski na Pacyfik, konkretnie na Polinezję Francuską, czyli do miejsca uznawanego za raj nad rajami. Wielu marzy o tym, aby tam pojechać, ale samolotem jest strasznie drogo, bo to jest praktycznie na środku Pacyfiku. A tu taka okazja, zabił nam ćwieka tą propozycją. Było się nad czym zastanawiać, bo taki rejs trwa od 40 do 60 dni i w razie niezgodności charakterów nie było gdzie wysiąść czy zawrócić. Jest niełatwy - mówimy o wyprawie przez ocean, a Ocean Spokojny wcale nie jest taki spokojny. Ostatecznie zadecydowały kwestie logistyczno-finansowe – opcje powrotu było mocno ograniczone i mogłyby doprowadzić do naszego bankructwa (uśmiech). Poza tym, zależało nam, aby pojechać do Kanady, a gdybyśmy zdecydowali się na Pacyfik, wtedy na Kanadę byłoby już za późno. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to wspaniała okazja i my na takie przygody byliśmy otwarci, ale musieliśmy niestety odmówić. Kanadyjska przyroda zwyciężyła nad rajskimi plażami. Potem dostaliśmy jeszcze dwie takie propozycje. Chcieliśmy popłynąć na Kubę, a mogliśmy - nie szukając - przepłynąć Pacyfik. Dlatego, że to był początek sezonu na Pacyfik i wystarczyło się tylko znaleźć w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

To kiedy ostatecznie udało Wam się dotrzeć na Kubę?

Przemek: Kiedy zobaczyliśmy, że nie ma już praktycznie szansy, bo jest za późno, aby dotrzeć na Kubę wodą, ruszyliśmy przez Amerykę Centralną do Meksyku, przez Panamę, Kostarykę, Nikaraguę, Honduras, Salwador, Gwatemalę. Potem z Meksyku do Kanady. A po Kanadzie była Kuba. Potem był jeszcze raz Meksyk, a z Meksyku wróciliśmy do domu, z przystankiem jeszcze we Włoszech.

widoki 2

37 miesięcy w podróżny, a w jakich miejscach spędziliście najwięcej czasu?

Przemek: Po 4 miesiące w Kanadzie, w Australii i w Indiach.

Z Meksyku wróciliście do Polski. Kiedy pojawiła się myśl o powrocie?

Przemek: Po Meksyku mieliśmy wrócić do Europy, do Portugalii i potem pojechać do Afryki, a przynajmniej do Maroka. Magda nie ukrywała, że chciałaby przyjechać na święta Bożego Narodzenia do Polski. Plan był taki, że pojedzie na święta, a potem do mnie doleci. Sam od początku postanowiłem, że powrót będzie tylko jeden i tego się trzymałem. Jednak bliżej terminu, na początku grudnia Magda troszeczkę zmieniła zdanie. (uśmiech) Co nie zmieniło faktu, że już wcześniej pojawiło się zmęczenie fizyczne i psychiczne. Zaczęło brakować świeżości. Były momenty, gdzie rzeczy, które już widzieliśmy nie robiły na nas wrażenia, ale jednak wciąż zdarzało się, że trafialiśmy na wyjątkowe miejsca i ludzi. I w takich sytuacjach znowu chciało się więcej...

widoki

Co zatem ostatecznie zadecydowało o tym, że wróciliście?

Przemek: Problemy ze zdrowiem. Przez ostatnie dwa miesiące przed powrotem zaczął coraz bardziej doskwierać ból, pojawiały się różne, niepokojące objawy. Organizm odmawiał posłuszeństwa, ale wciąż uważałem, że to przejściowe. Ostatecznie, zadecydowało podejrzenie drugiej przepukliny, bardziej niebezpiecznej, bo zagrażającej życiu. To już było za dużo, to był ten punkt kulminacyjny. Nie chciałem trafić na ostry dyżur i być krajany w pośpiechu. Daliśmy sobie jeszcze miesiąc. Oboje chcieliśmy wrócić do kraju i ostatecznie 17 grudnia to uczyniliśmy. Tu na miejscu w Polsce, czekała mnie operacja. Teraz jestem już po, czuje się dobrze i zaczyna mnie już nosić. (uśmiech)

Polska still

Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to uczucie wrócić do rodzinnego Inowrocławia po takiej wyprawie, po takich doznaniach...

Przemek: Nie wróciłem od razu do Inowrocławia, byliśmy już w kilku miastach w Polsce i to nam dało lepszy pogląd na to, co się u nas dzieje. Na początku czuliśmy się trochę odklejeni. Obserwowaliśmy świat z boku, jak przez szybę, nie czuliśmy się jego częścią. Wiązało się to ze zmęczeniem, zmianą klimatu, środowiska, samopoczuciem. Trwało to jednak jakiś tydzień. Potem zaczęliśmy się rozglądać i zauważać, że z jednej strony, patrząc na fasady - powierzchownie na to, co nas otacza, to wszystko dobrze wygląda. Miasta się zmieniają, pięknieją, na parkingach stoją dobre samochody, ludzie, mówią, że coraz lepiej zarabiają. Z drugiej strony brakuje czegoś, co jest moim zdaniem najważniejsze - brakuje uśmiechu, radości na twarzach. I dlatego zastanawiam się, czy to już jest taka nasza natura i to się nie zmieni, czy jednak to jest ta fasada, która ma pokazywać, że nie do końca jest tak różowo. Ta podróż uświadomiła mi jeszcze bardziej to, co jest w życiu najważniejsze. W jej trakcie spotykałem ludzi, którzy z pozoru nie mieli nic, nie posiadali wiele dóbr materialnych, a jednak byli szczęśliwi. Aż miało się ochotę ukraść im to szczęście. (śmiech)

ludzie2

Jakie są Wasze najbliższe plany - co dalej z pomysłem na własny biznes, o którym wspominaliście ostatnio?

Przemek: Jest to ciągle aktualne, nie rezygnujemy z pomysłu otwarcia hostelu połączonego z restauracją. Jednak w pierwszym rzucie na pewno nie zdarzy się to w Polsce, a prawdopodobnie w Azji, gdzie widzę duży potencjał i wydaje się być tam dużo łatwiej. Poza tym, mam też pomysł, który przyszedł mi do głowy w trakcie podróży, na otwarcie restauracji tutaj w Polsce. Pomysł jest prosty i moim zdaniem ciekawy, bo czegoś takiego jeszcze nie ma u nas w kraju. Zdaję sobie jednak sprawę, że biznes gastronomiczny w Polsce jest ryzykowny.

Chyba, że jest się Magdą Gessler...

Przemek: A propos Magdy Gessler i tego jak u nas jest z gastronomią. Nie bez powodu ma kobieta co robić – jej program pokazuje, że restauracji, którym grozi upadłość nie brakuje, że ten biznes w Polsce jest trudny, dlatego raczej nie zdecyduję się na niego, jako pierwszy i jedyny sposób utrzymania.

A w międzyczasie co planujecie, gdzie i czy w ogóle zamierzacie osiąść w Polsce?

Przemek: Powiedziałbym, że jest tych planów więcej niż dni w roku. (uśmiech) Jak uda się zrealizować połowę, to już będzie dobrze. Przez moją rekonwalescencję niestety część planów musi poczekać. Na razie zostajemy w Polsce. Jak długo, tego nie wie nikt. W najbliższym czasie w różnych miejscach poopowiadamy trochę o naszej podróży. 3 marca jesteśmy na festiwalu "Włóczykij". Są też plany zorganizowania spotkania w Inowrocławiu i innych miastach. Magda planuje powrócić na początku sezonu, czyli maj-czerwiec do swojego zawodu przewodnika sudeckiego. Jest prawdopodobne, że popracujemy jako piloci wycieczek. Chcę też w najbliższym czasie zrobić prawo jazdy na motor, bo to będzie mi potrzebne chociażby do jednej z następnych planowanych podróży. Poza tym, od dawna czeka na mnie Mont Blanc - ileż razy już się tam wybierałem... Jak tylko wydobrzeje, chcę się tam wdrapać. Poza tym, jest Islandia czy Maroko, które chcielibyśmy odwiedzić. Także, planów mamy sporo, gorzej z czasem.

ludzie

Czyli wciąż w podróży... Takie wyprawy, jak Wasza mają to do siebie, że przeważnie nie trwają w nieskończoność. Ale czy możecie powiedzieć, że czujecie się spełnieni, czy został osiągnięty cel, jaki sobie wyznaczyliście?

Przemek: Na pewno nie mamy problemu z tym, że wróciliśmy wcześniej niż planowaliśmy. Podróże są dla nas ważne, dla mnie są czymś, bez czego nie wyobrażam sobie życia, są jak tlen. Celem głównym było objechać świat dookoła i to się udało, więc cel został osiągnięty. Udało się spełnić dziecięce marzenie, dlatego jesteśmy szczęśliwi i w jakimś stopniu spełnieni. Ale czy spełnieni tak podróżniczo, chyba jeszcze nie do końca, bo nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, bo jeszcze nam mało. Może nie dotarliśmy wszędzie tam, gdzie chcieliśmy i nie zrobiliśmy wszystkiego, co chcieliśmy, ale nie da się - nawet w tak długiej podróży. Zresztą, nic straconego. Dzięki temu, że nie dotarliśmy w jakieś miejsce, odkrywaliśmy inne, które okazywało się ciekawe. Oczywiście, w kilku momentach mogliśmy podjąć inne decyzje, zachować się inaczej, ale dziś już przecież tego nie odwrócimy.

To może nie skupiajmy się na tym czy czujecie się spełnieni, bo tak naprawdę ta Wasza podróż wciąż trwa. W takim razie, w jaki sposób Was umocniła? Co Wam dała?

Przemek: Na pewno sami, osobiście, tak organoleptycznie przekonaliśmy się, jak ten świat wygląda. Już teraz możemy powiedzieć, że nie znamy go tylko z opowieści innych, książek czy telewizji. Zmierzyliśmy się z wieloma stereotypami. Dzięki temu, dziś mamy zdecydowanie lepszy i prawdziwszy ogląd. Potwierdziło się to, co wcześniej podejrzewałem, że ludzie wszędzie, niezależnie od miejsca na ziemi, mają takie same potrzeby. Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Przekonaliśmy się, że ludzie są raczej z natury dobrzy, a nie źli. I to, co się daje innym, to do nas wraca. Nawiązaliśmy wiele przyjaźni. To jest to, co jest najciekawsze w podróżach - ludzie dla mnie są zawsze najważniejsi. Nawet, kiedy nie można się porozumieć. Często język ciała jest lepszym językiem niż język mówiony i to się sprawdzało, i to było piękne.

arctic still

Na koniec, choć nie wiem czy to możliwe, poproszę Cię o wskazanie 5 najciekawszych miejsc ze wszystkich, które zwiedziliście

Przemek: To bardzo trudne, raczej niewykonalne. (śmiech) Ale spróbujmy. Zacznę może od tych, które ostatnio odwiedziliśmy, bo te lepiej pamiętam. (uśmiech) Kanada - konkretnie kanadyjska Alaska, Jukon. Udało nam się dotrzeć 500 km za koło podbiegunowe, nad Ocean Arktyczny, do ostatniej osady ludzkiej na Terytorium Północnym Kanady. Co ciekawe, dostaliśmy się tam na stopa, drogą, która została otwarta dosłownie kilka miesięcy wcześniej. Wcześnie można było się tam dostać tylko samolotem albo zimą po lodzie. Jeśli chodzi o krajobrazy, to najpiękniejsza do tej pory była Patagonia, wydawało mi się, że nic już tego nie przebije. A właśnie ten odcinek między Dawson a Tuktoyaktuk, czyli Dempster Highway, trasa licząca sobie około 1000 km była równie piękna - było tam wszystko, było płasko, były wielkie przestrzenie, góry, rzeki, jeziora, tundra... Wspomniana Patagonia chilijska i argentyńska. Poza tym, podobała się nam Azja, najbardziej różnorodny z kontynentów – i tutaj - Iran, Tybet, Ladakh, Nepal, Chiny, Indonezja, Japonia, Indie... lista jest długa. Zawsze powtarzam, że każdy kraj ma coś ciekawego do zaoferowania.

Dziękujemy za rozmowę

Przemek: Dziękuję.

Nie sposób jest spisać wszystkie przygody Przemka i Magdy w jednym wywiadzie, jednak będzie jeszcze okazja do wysłuchania ich opowieści. Prawdopodobnie na początku kwietnia zorganizowane zostanie spotkanie z podróżnikami w inowrocławskiej książnicy. Tych, którzy chcieliby zobaczyć świat ich oczami, już teraz serdecznie na nie zapraszamy. O szczegółach będziemy informować na bieżąco. W międzyczasie odsyłamy na profil Still on the way.