Kto uratuje nam życie, gdy ich zabraknie?

Tylko w ubiegłym roku ratownicy medyczni udzielili pomocy ponad 3 milionom Polaków, a inowrocławskie karetki przejechały ponad 700 tys. km. Są niezastąpieni, bo ratują ludzkie życie o każdej porze dnia i nocy w tych prostszych i w tych najbardziej trudnych sytuacjach. Dziś jest ich święto, ale powodów do świętowania nie mają.

Ino.online: Dziś obchodzimy święto ratowników medycznych i ratownictwa. Jak ten system funkcjonuje obecnie w naszym kraju? Temat stał się ostatnio dosyć głośny.

Dominik Chmiel: System ratownictwa medycznego w naszym kraju składa się głównie z zespołów ratownictwa medycznego, jest ich około 1 500, 21 baz śmigłowcowych i 230 szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie łącznie pracuje blisko 14 000 ratowników medycznych. Obecnie system zmaga się z ogromnymi problemami organizacyjnymi, szczególnie tam, gdzie system podlega ekonomicznie lokalnym szpitalom. Paradoksalnie wcale największym problemem nie jest brak pieniędzy, a braki kadrowe i organizacyjne oraz przemęczenie i frustracja personelu, który pracuje ponad siły, w minimalnych obsadach przy maksymalnych obrotach. 

IO: Czy te braki kadrowe nie wynikają właśnie z braku pieniędzy? Skoro ratownik zarabia mało, a pracuje dużo, to woli zmienić branżę.

Dominik Chmiel: Też. Niskie uposażenia to poważny problem, bo zarabiamy niewspółmiernie do obciążeń i obowiązków. Po ludzku jesteśmy po prostu zmęczeni. Atmosfera panująca w ochronie zdrowia jest coraz gęstsza. Pomagając drugiemu człowiekowi, choremu, ratownicy powinni być wypoczęci, zrelaksowani, bez jakichkolwiek zbędnych obciążeń. To bardzo trudna praca, warunki ekstremalne. To my odbieramy razy właśnie za to, że ochrona zdrowia nie działa. Często też wyręczamy podstawową opiekę zdrowotną i specjalistów. To jest chore. Nie jesteśmy do tego przygotowani. Personel medyczny pracuje w ciągłej gonitwie, stresie pod presją chorego, rodziny, przełożonych i przepisów. Do tego dochodzą wspomniane rażąco niskie wynagrodzenia (na przykład dodatek za pracę w nocy, w dni ustawowo wolne od pracy i w weekendy wynosi niewiele ponad 400 zł na rękę!), ciągły wzrost wymagań i słaba baza oraz polityka socjalna. Do apogeum doszło kilka lat temu, gdy decyzją dyrektora odebrano ratownikom 10% dodatku za pracę w szczególnych warunkach. Teraz, kiedy pojawiły się środki na podwyżki, liczymy, że uda nam się odzyskać pieniądze. Dyrektor obiecał też podwyżki dla ratowników. Jesteśmy dobrej myśli, cieszymy się, że dostrzega naszą ciężką pracę i jest świadom naszych zarobków. Najgorsze jest to, że w naszym ZOZ-ie istnieją znaczne rozbieżności w wynagradzaniu. Są zapewne takie przypadki, gdzie niektórzy zarabiają więcej podczas jednego dyżuru, niż wynosi nasze miesięczne uposażenie ratownicze. To skandal!

W 2018 roku zespoły ratownictwa medycznego wyjeżdżały lub wylatywały ponad 3,1 mln razy.

IO: Czy w Inowrocławiu, podobnie jak w innych częściach kraju, liczba ratowników się zmniejsza?

Dominik Chmiel: Jest to pytanie, które powinien pan zadać kadrom, ale tak, w Inowrocławiu liczba ratowników się zmniejsza. Koledzy odchodzą z pogotowia, szukają innej pracy lub po prostu zmieniają branżę. Kojarzę w tym i ubiegłym roku odejście kilku ratowników. Bywa, że w okresie urlopowym ciężko było spiąć grafik. Dotychczas nie proponowano nam nadgodzin i dodatkowych dyżurów, teraz telefony są częstrze. W dużych miastach widać to lepiej, zmniejsza się ilość karetek albo z powodu braków zdarza się, że ratownicy pracują po 400 i 500 godzin w miesiącu, a przypomnijmy, że cały miesiąc ma 720. Zakrawa to już na pracoholizm, a chory system wciąga i do tego doprowadza. Jakiej pomocy można oczekiwać od ratownika, który jest przepracowany? Takich sytuacji trzeba się bać i je eliminować, bo ryzyko popełnienia błędu przez przeciążonego pracą ratownika jest bardzo duże.

Najwięcej, bo 71% razy wyjeżdżano do domów, a 5% interwencji dotyczyło ruchu uliczno-drogowego.

IO: Czy Pan też zastanawia się nad odejściem z zawodu?

Dominik Chmiel: Ciągle mam jeszcze trzydzieści lat (śmiech), ale niebawem dobiję do czterdziestki. Ponieważ znam się trochę na zdrowiu, od samego początku postawiłem sobie granicę właśnie czterdziestego roku życia. Sam wiem jak ważna jest dbałość o zdrowie, kilka razy sam byłem pacjentem. Ratownictwo medyczne od  zawsze było moją pasją, a teraz jestem już tym wszystkim dość zmęczony. Od jakichś kilku lat poważnie myślę o odejściu z systemu. Jest mi trudno, bo to ważna część mojego życia, tego dobrego i trudnego dla mnie czasu. Poznałem tu wielu wspaniałych ludzi, zawarłem trwałych kilka przyjaźni, ale i nauczyłem się życia, bo środowisko jest bardzo specyficzne. Jestem wdzięczny wszystkim tym, z kim mogłem dotychczas pracować i się uczyć. To była ważna lekcja. W dalszym ciągu mam jeszcze jednak nadzieję, że będzie lepiej i warto będzie zostać, choć na kilka dyżurów.
 
IO: Niedawno został Pan wybrany na przewodniczącego związku. To chyba znak, że wciąż jest Pan potrzebny w tym systemie.

Dominik Chmiel: Kilka miesięcy temu zostałem wybrany przez kolegów przewodniczącym związków zawodowych ratowników medycznych, działających przy szpitalu. Było to dla mnie duże zaskoczenie i wyróżnienie. Tę funkcję traktuję bardzo poważnie. Wspólnie z zarządem działamy w ważnych sprawach. Jest sporo do zrobienia. Dotychczas nikt nie reprezentował naszej grupy zawodowej lokalnie. Byliśmy traktowani po macoszemu. Wcale nie jest nam z łatwo, wciąż się uczymy jak współpracować z pracodawcą, a rozmawiając często jesteśmy postrzegani jako zło konieczne, a nam przede wszystkim zależy, na tym, żeby wprowadzić lokalny system ratownictwa w XXI wiek, tak, żeby pracowało się nam lżej i żeby pacjenci mieli lepszą opiekę. Nie zawsze jesteśmy rozumiani.

W kujawsko-pomorskiem w ubiegłym roku ratownicy udzielili pomocy 187,5 tys. osób.

IO: Pielęgniarki i lekarze mimo wszystko aktualnie w Polsce nie zarabiają najgorzej, czego nie można powiedzieć o ratownikach. Wy przecież nie możecie strajkować.

Dominik Chmiel: Praca z chorymi, w święta, w nocy itd. zawsze będzie niedopłacona. Nie da się zrekompensować braku snu, czy chwil z najbliższymi żadnymi pieniędzmi. Często też dzieje się tak, że opiekujemy się pacjentami najlepiej jak umiemy, a tu zamiast podziękowania są jeszcze pretensje i żale. My to rozumiemy, bo wiemy jak przebiega psychologicznie proces chorowania, choć też jesteśmy tylko ludźmi. Faktycznie ratownicy pogotowia w tych trzech wymienionych grupach zdecydowanie zarabiają najmniej, a mają równie, jeśli nie bardziej odpowiedzialną pracę. Faktycznie ratownicy pogotowia nie mogą strajkować, tak jak na przykład pielęgniarki, czy lekarze. Październik jest właśnie miesiącem, kiedy ratownicy świętują, ale również zwracają uwagę na bardzo poważne problemy związane z ich pracą. W tej sytuacji, w której się teraz znajdujemy, możemy nie brać dodatkowych dyżurów, a dostrzegalne braki kadrowe i taką formą protestu mogą spowodować zmniejszenie ilości pracujących w powiecie karetek, co realnie może odbić się na zapewnieniu bezpieczeństwa mieszkańcom powiatu. Nie mamy innych możliwości wyrażenia swoich racji! Tak naprawdę nikt nie jest zainteresowany naszymi problemami do momentu, kiedy nie spotykamy się twarzą w twarz, w akcji.

IO: Czy w Inowrocławiu przemęczenie ratowników jest na porządku dziennym?

Dominik Chmiel: Oczywiście, że tak! Tę atmosferę czuć w powietrzu. W ratownictwie medycznym pracuję od blisko 15 lat i jeszcze nigdy nie było tak źle. Głównym problemem frustracji środowiska jest przemęczenie. Każdy z nas musi dorabiać, żeby godnie żyć, bo przecież pracujemy w szczególnych warunkach, z chorymi, a nasze społeczeństwo jest mocno schorowane i starzeje się w zastraszającym tempie. Wielu z nas pracując w systemie traci zdrowie, rodzinę, popada w nałogi, płacimy wysoką cenę, żeby pomagać innym, a więc obciążenie jest spore.

IO: Czy braki kadrowe mogą spowodować, że mieszkańcy Inowrocławia i regionu będą czekali dłużej na karetkę?

Dominik Chmiel: Zrobimy wszystko, żeby tak nie było. Dla nas najważniejsi są nasi pacjenci. W gruncie rzeczy zabiegając o nasze warunki pracy i płacy, zabiegamy tym samym o lepsze warunki właśnie dla nich. Tak to działa.

IO: Słuchając części polityków można odnieść wrażenie, że ratownictwo medyczne funkcjonuje w Polsce wręcz idealnie.

Dominik Chmiel: Politycy mają jeszcze inny punkt widzenia niż pracodawcy i sami ratownicy. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak pokazuje praktyka, stacje które funkcjonują niezależnie od lokalnych szpitali faktycznie mają wystarczające środki na  funkcjonowanie. Tych pieniędzy nie jest wcale aż tak mało. Podmioty za dobokaretkę otrzymują od około 2 900 do 3 800 złotych na jeden ambulans. Łatwo przeliczyć jakie to są kwoty w skali roku. W powiecie mamy 5 ambulansów podstawowych, z dwoma ratownikami w obsadzie i jeden specjalistyczny z dwoma ratownikami i lekarzem. Oczywiście koszty funkcjonowania zespołów są spore, ale moim zdaniem zupełnie wystarczające.  

W 2018 roku inowrocławskie zespoły ratownictwa medycznego (6) i transportu sanitarnego (5) przejechały 739 660 km.

IO: Nie tylko system ratownictwa medycznego boryka się z poważnymi problemami. Niektóre szpitale zamykają oddziały, brakuje lekarzy i pielęgniarek, wydłużają się kolejki na SOR-ach i do specjalistów. Czy w najbliższym czasie polskiej służbie zdrowia grozi katastrofa? Jest Pan częścią tego systemu od 15 lat. Czy w tym okresie kiedyś było już tak źle?

Dominik Chmiel: Częścią to może nie, ale cząstką na pewno. (śmiech) Myślę, że mamy już do czynienia z katastrofą w systemie ratownictwa i ochronie zdrowia. Nie wszyscy są świadomi, ale taki stan rzeczy często kosztuje naszych pacjentów utratę zdrowia, a nawet życia. I to jest prawdziwy dramat.

W ubiegłym roku na inowrocławski szpitalny oddział ratunkowy trafiały średnio 152 osoby na dobę.

IO: Czego powinniśmy życzyć ratownikom medycznym w dniu ich święta?

Dominik Chmiel: System to nie tylko ratownicy, to również pielęgniarki, dyspozytorzy medyczni i lekarze. Razem stanowimy jedną całość i wykonujemy poważną robotę. Czego życzyć? Hm... (śmiech) cierpliwości, tylko uzasadnionych wezwań, dobrej współpracy z POZ-tami oraz decydentów, którym naprawdę będzie zależało na bezpieczeństwie zdrowotnym obywateli, na miarę XXI wieku. A i oczywiście końskiego zdrowia! (śmiech). Bardzo dziękuję za rozmowę.