Nowa wokalistka, nowe plany, nowe zespoły na starym, dobrym Blues Ino Festiwalu - o tym między innymi przeczytacie w naszej rozmowie z perkusistą Szulerów, Miłoszem Szulkowskim.

Co słychać u Szulerów?

Miłosz Szulkowski: Trochę się działo (śmiech). Zmiany na pewno - to jest podstawowa rzecz, która się wydarzyła. Po dwóch latach grania, rozstaliśmy się z Anią Niestatek.

Jaki był powód Waszego rozstania?

Miłosz: Decyzja, można powiedzieć, była obopólna. Stwierdziliśmy, że muzycznie chcemy iść w dwie zupełnie inne strony i tak naturalnie przyszło - rozstanie. Ostatni koncert zagraliśmy w listopadzie w zeszłym roku i już wtedy wiedzieliśmy, że czekają nas zmiany. Tym razem, wspólnie z Marcinem założyliśmy sobie, że nie będziemy nikogo na siłę szukać. Postanowiliśmy, że poczekamy aż pojawi się odpowiednia osoba. Za sprawą Marka Wikarskiego pojawiła się Emilia Wikarska.

Zbieżność nazwisk jest przypadkowa?

Miłosz: O ile się nie mylę, jest jakaś koligacja rodzinna, ale bardzo odległa (śmiech). Emilia pochodzi z Janikowa, ale mieszka, studiuje i pracuje w Toruniu.

Mówiłeś, że nie szukaliście nikogo na siłę. Czym tym razem kierowaliście się przy doborze wokalu?

Miłosz: Po odejściu Natalii, Ania Niestatek pojawiła się dość szybko i wtedy mieliśmy takie podejście, że chcemy kogoś znaleźć, żeby zespół trwał, żeby istniał. Teraz założenie było troszeczkę inne, daliśmy sobie czas; chociaż sprawy i tak potoczyły się szybciej, niż mogliśmy się spodziewać (uśmiech).

A czy towarzyszył tym wszystkim zmianom w składzie żal?

Miłosz: Zawsze jest pewnego rodzaju żal, bo wszyscy poświęcamy temu, co robimy wiele czasu, energii, itd. Były plany, które gdzieś po drodze się rozmyły. Szkoda, ale z moim bratem, jak i resztą chłopaków staramy się patrzeć do przodu. Zmiany nie były łatwe, na przestrzeni tych wszystkich lat istnienia zespołu, zdarzyło się przecież, że zostaliśmy w składzie tylko we dwóch z Marcinem. Ale tak po prostu bywa, zmieniają się ludzie i zmienia się ich sytuacja życiowa. Bycie w zespole to bycie konsekwentnym, a zarazem inwestycja, i nie mówię tutaj tylko o pieniądzach. Chodzi też o pracę, wiarę we wspólny cel i energię, którą trzeba w to wszystko zainwestować. Po drodze czekają przecież różne wyrzeczenia - godziny spędzone w busie, ciągle w podróży, zimno, ciepło, to, że trzeba czasami z chorobą pojechać na granie... Początki są zawsze super, jest ten efekt, że "wow" jestem w zespole. Jednak wszystko okazuje się dopiero po czasie. Rok, dwa i wtedy wiadomo czy ktoś jest na tyle pewien tego, żeby to robić dalej i z pełnym zaangażowaniem.

A te plany, które się rozmyły - czy dotyczyły one Waszej nowej płyty?

Miłosz: Też. Na tę chwilę mogę jednak powiedzieć, że pewnie na jesień, bo w tej chwili bardzo dużo koncertów gramy, będzie trochę więcej czasu, żeby posiedzieć i popracować nad nowym materiałem. Pomysłów mamy dużo, tylko czasu brak, żeby to wszystko opracować (uśmiech). Na pewno chcemy, żeby ta płyta powstała, bo ostatnia była przecież w 2014 roku. Chcemy jej, bo to świadczy o tym, że zespół jest, że się rozwija, chcemy też nowych utworów. To dla nas z Marcinem zawsze była podstawowa rzecz - to, że zespół musi ewoluować. Stylistycznie, muzycznie, tekstowo chcemy przenosić się w inne rejony. Czasami to właśnie zmiany w składzie przekierowywały nas w te inne rejony muzyczne i myślę, że tym razem też tak będzie.

Kiedy i jak oficjalnie rozpoczęła się Wasza współpraca z Emilią?

Miłosz: Rozmowy zaczęły się już w grudniu zeszłego roku. Do spotkania doszło jednak na początku 2018 roku. Jako sprawdzeni w bojach przy zmianach (uśmiech) - była standardowa procedura - 3 utwory, teksty i Emilia przyszła na próbę. Była świetnie przygotowana, zaśpiewała utwory bezbłędnie, także byliśmy pod dużym wrażeniem. Nie wiedzieliśmy, tak naprawdę czego się spodziewać, bo nie znaliśmy się wcześniej. Stwierdziliśmy, że jest na tyle fajnie, że chcemy spotkać się z nią jeszcze kilka razy. Trochę pogadać, pobyć ze sobą i zobaczyć czy do siebie pasujemy, czy dobrze się rozumiemy i czy najzwyczajniej w świecie się lubimy. I tak koncertujemy wspólnie od maja tego roku. Emilia, z tego co zaobserwowaliśmy - ale i mówi nam to również publiczność po koncertach - odznacza się urokliwością, jej głos jest subtelny, ale też mocny i z dużym potencjałem.



Przed nami VI Blues Ino Festiwal. Kogo zaprosiliście do udziału w tegorocznej edycji. Przy okazji powiedz też, dlaczego akurat te zespoły wybraliście?

Miłosz: Na początek warto wspomnieć o naszym corocznym blues-busie we współpracy z MPK Inowrocław. Dzień przed koncertem festiwalowym, czyli 17 sierpnia (w piątek), muzyki będzie można posłuchać w autobusie linii numer 27, kursującym od godziny 15:00 na trasie od ul. Krzywoustego. A w środku - jako swego rodzaju zapowiedź i przedsmak festiwalu - zagra duet Bluesferajna. Polskie teksty, dwie gitary akustyczne i tradycyjne, bluesowe granie. Podczas koncertu głównego, który odbędzie się w sobotę wystąpią trzy zespoły. Założenie, jak co roku to samo - zaprezentować różne odcienie bluesa, jednak zawsze staramy się, żeby w tym wszystkim był jakiś wspólny mianownik. After Blues to legenda, jeśli chodzi o polskiego bluesa. Grają utwory z polskimi tekstami, długi czas współpracowali z Mirą Kubasińską, przez kilka lat z Tadeuszem Nalepą. Mają wiele płyt na koncie i jest również ciekawe instrumentarium. Oni grają w duecie, ale instrumenty są trzy, jako że perkusja jest w całości obsługiwana nogami. Bez podkładów i wspomagaczy, wszystko na żywo - grają na siedząco i bębny, które wykonał basista i wokalista Leszek Piłat są rozłożone między dwóch muzyków.

Grupa Hot Lips nawiązuje bardzo mocno do amerykańskiej muzyki lat 50. m.in. rock and rolla, swingu i rockabilly. W składzie m.in. saksofon, sekcja rytmiczna - w tym kontrabas, gitara, i trzy wokalistki na froncie. Bardzo energetyczne i taneczne granie.

Zależy nam zawsze, żeby festiwal był na fajnym poziomie, żeby były zespoły, które mają już jakąś historię i gdzieś były, coś osiągnęły. A ten wspólny mianownik, o którym wspominałem - w tym konkretnym przypadku to, że Hot Lips muzycznie jest podobny do Szulerów, a z After Blues łączy nas ta idea polskich tekstów.

A czego możemy się spodziewać po gospodarzach festiwalu?

Miłosz: Szulerzy będą z nową wokalistką, która przed inowrocławską publicznością wystąpi po raz pierwszy. Będzie też z nami gość specjalny - Bartek Szopiński z zespołu Boogie Boys, w którym udzielam się już trzeci rok. Być może będzie jeszcze jeden gość specjalny, który nie pojawił się na plakacie. Będzie to gitarzysta Piotr Bienkiewicz.

A propos Barta Szopińskiego i Piotra Bienkiewicza właśnie - ostatnio przydarzył się Wam jakiś sukces, prawda?

Miłosz: (śmiech) Przydarzył się - to doskonałe określenie. Tak, wspólnie z Bartkiem Szopińskim i Piotrem Bienkiewiczem wygraliśmy Polish Blues Challenge, który organizowany był w Suwałkach. Bartek zadzwonił do mnie, że z duetu, w którym miał wystąpić nic nie wyszło i że został sam. Zadzwonił też do Piotrka właśnie, który - co zabawne - musiał przylecieć samolotem, bo jest z Przeworska, a czas nas gonił i to bardzo. Wszyscy spotkaliśmy się w Warszawie, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Suwałk. Wszystko, co do minuty wyliczone. Zwariowana akcja, ale pełen sukces - reakcja widowni i owacja na stojąco rekompensuje wszystko. Było pięć zespołów, bardzo mocna konkurencja - tak naprawdę to każdy mógł wygrać. Tak się złożyło, że to my przypadliśmy jury najbardziej do gustu i wygraliśmy. W przyszłym roku będziemy występować podczas European Blues Challenge 2019, które odbędzie się w Portugalii.

Gratulujemy i do zobaczenia 18 sierpnia.

Miłosz: Dziękujemy. Zapraszam wszystkich na VI edycję Blues Ino Festiwal, która odbędzie się 18 sierpnia, w sobotę. Start o godzinie 18 w muszli koncertowej Parku Solankowego, wstęp wolny. After Blues, Hot Lips i Szulerzy również zapraszają. Do zobaczenia. [AJ, fot. Wojciech Piotrowski]