W tym samym miejscu, bo od zawsze w centrum miasta, prowadzony w rodzinnej atmosferze i w branży od 1959 roku. Najpierw był to sklep zielarsko-drogeryjny, potem "Herbapol", a dziś znany jest inowrocławianom i kuracjuszom jako Sklep Zielarsko-Medyczny.

Skąd w ogóle decyzja, żeby zająć się handlem?

Magdalena Kot: To było w nas po prostu zakorzenione. W moim przypadku akurat wtedy, kiedy wróciłam z urlopu macierzyńskiego, od razu dostałam wypowiedzenie z pracy. "Herbapol" likwidował wtedy swoje placówki firmowe - nie tylko u nas, a w całej Polsce. To była ta cała reprywatyzacja. Po tylu latach pracy szukać i odnaleźć się w czymś innym, to nie jest tak łatwo. Poza tym, nie chcieliśmy się poddawać i rezygnować ze sklepu. I tak od lat 90-tych jesteśmy prywatną placówką. Pokończyliśmy wszystkie konieczne kursy, szkolenia, zdobywaliśmy kwalifikacje, bo ta branża jest bardzo wymagająca. I udało się, istniejemy (uśmiech).

A skąd wzięła się Wasza miłość do ziół?

MK: Zioła to nasz przysłowiowy "konik", my to po prostu kochamy! Mamy to w genach. W latach 60-tych, w sklepie pracowała nasza ciocia - Marianna Żak, która ściągnęła tu później kuzynkę Bogumiłę Chytrowską, która po jakimś czasie poszła na zwolnienie, bo miała operację. Ja w tym czasie przyszłam tu na staż… I w ten sposób odbywam najdłuższy staż swojego życia (śmiech). Te zioła od zawsze były w naszej rodzinie. My to kochamy, chcemy pomagać innym, więc dla nas to nie jest tylko i wyłącznie biznes rodzinny. To jest przede wszystkim pomoc wszystkim osobom, które do nas przychodzą. Nasza praca polega nie tylko na sprzedaży, ale i na podpowiadaniu czy wysłuchaniu, co klient ma do powiedzenia.



Jak handluje się w dzisiejszych czasach? Jest łatwiej?

MK: Z jednej strony tak. Kiedyś, co by nie było na półkach sklepowych, to wszystko schodziło. Wszystko się sprzedawało! Teraz może jest trochę ciężej, bo asortyment jest większy, ale jest o wiele spokojniej. Bo my możemy ten towar zamówić, a mamy z czego wybierać! Możemy towar polecić, zachwalić albo i nie. A kiedyś, jak np. soki przyszły, to szybko wystawiało się ladę do drzwi i szybko handlowało. Ludzie przepychali się - to nie było przyjemne. Były to czasy, kiedy wszystkiego brakowało. Jedyne, co mogłoby się jeszcze zmienić na lepsze to - dana branża powinna mieć dany asortyment, a nie na zasadzie, że w każdym sklepie sprzedaje się "mydło i powidło". Nas obowiązują przepisy towarów, które możemy sprzedawać, należymy też pod nadzór farmaceutyczny i musimy przestrzegać pewnej listy asortymentu. Naszym zdaniem takie przepisy powinny obowiązywać w każdym sklepie. Powinny być jakieś ograniczenia.

Mowa o handlu ogólnie, a jak handluje się tu, na ulicy Królowej Jadwigi?

MK: Handel na Królówce umiera. Większość sklepów stoi pustych, branże się stale zmieniają. Nie wiemy czy to wina miasta, czy galerii. Mówiło się, że nam akurat klientów ona nie odbierze, ale prawda jest taka, że w galeriach zostawia się dużo pieniędzy. Wchodzi się tam po jedną rzecz, a wychodzi z całą reklamówką zakupów. Nikt jednak nie ma pretensji o to, że galeria powstała. Zdajemy sobie sprawę, że nastały czasy, kiedy o tego klienta trzeba walczyć, zadbać, zachęcić do odwiedzenia naszego sklepu.

To nie jest jednak tak, że tych klientów w ogóle nie macie. Ciągle chętnie Was odwiedzają, prawda?

Wacław Aleksander: Do nas ludzie wracają, bo tak jak już wspominaliśmy, dla nas to nie jest tylko sprzedaż. Ta praca, to nasze powołanie. Chcemy zwrócić uwagę, że dużo produktów jest ogólnie dostępnych, ale też potencjalny klient nie ma rozeznania w tym, że np. dany producent produkuje towar bez zezwoleń jakościowych. Produkt taki traktowany jest jako spożywczy, a u nas jest np. ten towar, ale innego producenta, którego produkt traktowany jest już, jako lek.

Zmieniają się wtedy walory jakościowe - z produktu spożywczego, przechodzi się na leczniczy.

Magdalena Kot: W dzisiejszych czasach wiele osób zasięga też informacji z Internetu i z reklam. Mówi się tam o produktach, które tak naprawdę nie do końca są bezpieczne. Przykład najświeższy - ostatnio reklamowano w jednym z programów śniadaniowych korę Berberysu, która ma właściwości trujące. Mówimy tutaj o spożyciu jej w dużych dawkach oczywiście, bo wiadomo, że używa się jej do leków czy mieszanek, ale bezpośrednio, jako pojedynczy surowiec - nie sprzedaje się jej. Nie ma zgody Ministerstwa Zdrowia, żeby wprowadzić ten produkt do obrotu. A bardzo dużo klientów przychodziło do nas z zamiarem kupna tejże kory właśnie.

W jaki sposób, według Was można by odczarować Królówkę?

Wacław Aleksander: Gro imprez, które odbywają się na terenie - czy to Galerii, czy w Solankach można by spokojnie zorganizować na płycie Rynku. Nie mówimy, żeby teraz wszystko do centrum przenosić, ale żeby to jakoś zrównoważyć. Wtedy automatycznie wzrośnie zainteresowanie zakupami na Królówce. Trafną imprezą, a raczej rzeczą jej towarzyszącą są parasolki (parasolki montowane są w trakcie Art Ino Festiwal - przyp.red.). To jest coś, co przyciąga uwagę potencjalnego klienta - tylko szkoda, że trwa to tak krótko. My rozumiemy, że to pewnie są nakłady i koszty dla miasta, że są procedury, ale gdyby to było częściej i dłużej, to na pewno milej robiłoby się zakupy w naszym centrum. Nie musi też wszystko odbywać się na płycie Rynku, bo mamy przecież też plac przez teatrem. Czasami niewiele trzeba, żeby sytuacja się polepszyła. Plus dla miasta za sobotnie, bezpłatne parkingi. Za to bardzo dziękujemy, bo to jest pomocne.

Magdalena Kot: Miastu, też powinno zależeć, żeby to centrum istniało. Ostatnio nawet poruszaliśmy między sobą inny temat - dojazdu kuracjuszy z Solanek do centrum. Nie ma komunikacji bezpośredniej, takiej konkretnie pod ich oczekiwania. Odbieramy dużo telefonów od kuracjuszy z zapytaniem, jak mogą do nas dotrzeć. Miasto powinno się tym zainteresować.

Wacław Aleksander: Mieliśmy tutaj panią, która przyjechała do nas z jednego z sanatoriów. Miała problem, bo przyszła do nas na pieszo, ale nie miała już siły, żeby wrócić z powrotem. Na jej życzenie zadzwoniliśmy po taksówkę, ale taksówkarz nie wjechał tu pod sklep, bo bał się, że dostanie mandat.

MK: Dlatego powinna być komunikacja. Chociażby jakiś jeden bus.

WA: Wtedy, pomiędzy zabiegami ci kuracjusze jeszcze chętniej by do centrum przyjeżdżali. Nie wszyscy są w tak dobrej kondycji, żeby spacerować się w obie strony.



Czy na pogorszenie się sytuacji handlu w centrum Inowrocławia składają się jeszcze jakieś inne czynniki?

Wacław Aleksander: Składa się na to wiele czynników - te, o których wcześniej już wspominaliśmy. Jednak wina leży zarówno po stronie władz miasta, jak i właścicieli lokali w centrum, którzy zniechęcają potencjalnych najemców wysokimi cenami za czynsz. My wszyscy możemy przyczynić się do tego, żeby Królówka odżyła. Wielka szkoda, że nie mamy żadnej atrakcji w centrum, która by przyciągała ludzi. To, co mieliśmy najlepsze, to żeśmy zniszczyli - że tak się wyrażę. Chodzi o kopalnię oczywiście. Mieliśmy sól, tak piękne komnaty i czemu nie można było z tego czegoś zrobić? Ostatnio byłem pod wielkim wrażeniem organizacji zwiedzania kopalni w Wieliczce. Wchodzi się, zwiedza, a wychodzi - jednym z kilku możliwych wyjść. Jedno z nich prowadzi do centrum miasta i żeby dojść z powrotem do samochodu, trzeba przez to centrum po prostu przejść. Nie jestem fachowcem, ale zwyczajnie zastanawia mnie czy zamiast zalewać kopalnię, nie można było jej jakoś zabezpieczyć.

Jakie jest Wasze zdanie na temat zakazu handlu w niedzielę?

WA: Nas bezpośrednio ten zakaz nie obowiązuje, bo nasz sklep jest w niedzielę zamknięty. Jednak, jako handlowiec uważam, że dobrze, że te niedziele są wolne. Każdemu należy się trochę wolnego czasu. Wszystko jest kwestią przestawienia i przyzwyczajenia się. Nie widzę problemu.

Czy w dzisiejszych czasach klient stał się bardziej wymagający?

MK: W latach 90-tych to dopiero ten klient był ciężki. Wszyscy byli z pewnością bardziej nerwowi z powodu braku towaru. W tej chwili większość klientów jest bardzo wyrozumiała. Mamy wspaniałych inowrocławian, wspaniałych kuracjuszy i dziękujemy im za to, że są z nami!

WA: Klienci są też bardziej świadomi swoich zakupów, są oczytani, wiedzą czego poszukują. Bardzo miłe jest to, że dużo klientów do nas wraca. Chwalą, że to, co zaradziliśmy, zadziałało - to jest bardzo przyjemne uczucie. Mamy wtedy pewność, że dobrze wykonujemy swoją pracę, a preparaty, które polecamy spełniają swoje właściwości.

A co znajduje się w Państwa asortymencie. Z jakimi dolegliwościami można się do Was zwrócić?

Razem: Są zioła, soki naturalne, suplementy, przyprawy, kosmetyki oparte na bazie ziół, produkty bezcukrowe, bezglutenowe, ekologiczne. Zaradzimy coś na zapalenie wątroby, cukrzycę, niestrawność, anemię, niedobór żelaza, polecimy coś na odporność czy nawet na odchudzanie. Zawsze chętnie służymy poradą!

Czego byście sobie życzyli?

Razem: Żeby wspólnie jakoś odczarować tę Królówkę i żeby nasi klienci nadal byli tak wspaniali, jak dotychczas i żeby nas odwiedzali.

Dziękujemy za rozmowę. Zapraszamy naszych internautów do dyskusji na FACEBOOKU. [AJ]