Andrzej Chilczuk do Anglii wyjechał w sierpniu 2006 roku, a po kilku miesiącach dołączyła do niego żona Magda i córka Julka. Jak sami inowrocławianie przyznają, do wyjazdu skłoniła ich chęć poznania nowego miejsca i lepsze zarobki. W Inowrocławiu Andrzej był pracownikiem sklepów meblowych, natomiast jego żona zajmowała stanowisko zastępcy kierownika w jednej z polskich sieci sklepów spożywczych. To właśnie Magda wpadła na pomysł, żeby utworzyć sztab WOŚP w Mansfield, ich obecnym miejscu zamieszkania. O tym czym się teraz inowrocławianie zajmują, o okolicznościach powstania sztabu oraz o samej akcji przeprowadzonej na Wyspach przeczytacie w rozmowie poniżej.



Czym się obecnie zajmujecie?

Andrzej: Ja pracuję w firmie produkującej krzesła na stanowisku stolarz, tapicer, operator maszyny CNC. Magda od 3 lat pracuje w szkole podstawowej z dziećmi w czasie przerwy na lunch. Dodatkową pracą żony od kilku lat jest wolontariat w polskiej szkole sobotniej, na stanowisku koordynatora, gdzie zajmuje się zarządzaniem pracy zespołu osób dyżurujących w szkole.



Skąd wziął się pomysł na utworzenie sztabu w Mansfield?

Andrzej: Szczerze mówiąc, pomysł z założeniem sztabu w Mansfield to zasługa mojej żony Magdy. Od dawna wiedziałem, że jest to jej marzenie. Pewnego dnia po powrocie z pracy zobaczyłem na parapecie w kuchni kopertę z logo WOŚP. Zapytałem "co to jest?", a Magda odpowiedziała, że dostała zgodę z Warszawy i że organizujemy WOŚP w Mansfield!



Jak wyglądały sprawy organizacyjne?

Andrzej: Z lokalem nie było większych problemów. Mamy zaprzyjaźnionego Anglika - Gary Genta, dla którego kiedyś pracowałem i to on udostępnił nam salę. Magda już wcześniej kontaktowała się z nim - nikomu nic nie mówiąc, w związku z wynajmem lokalu. W ogóle to pierwszym wymogiem na stworzenie sztabu i organizacje imprezy był właśnie lokal. Mieliśmy już sale, wiec poczyniliśmy dalsze kroki.



Jakie atrakcje towarzyszyły uczestnikom 26. finału zorganizowanego w Mansfield?

Andrzej: Muzycy zespołu Good Friend Rik jak i Dj Dany, z którymi spotykaliśmy się już wcześniej na innych imprezach i znamy się dobrych kilku lat zgodzili się być z nami podczas finału WOŚP. Mieliśmy przyjemność gościć również zespół The Unknown, wokalistę Wojciecha Chmielewskiego oraz Karola Kruszkę. Tego dnia odbywało się u nas bardzo dużo występów i pokazów - takich jak: pokazy tańca szkoły tańca "Next Nottingham", szkółki piłkarskiej "Grizzlies", pokaz szermierki "Mansfield Fencing Club" czy pokaz zumby "Zumba with Joanna". Mieliśmy też ufundowane bardzo dużo voucherów przeznaczonych na licytacje, które obejmowały różne usługi fryzjerskie, kosmetyczne, tatuaże i wiele innych. Na scenie dobrą robotę zrobili też nasi prowadzący Grzesiek Leśniak z Wrocławia i Darek Barczak z Inowrocławia. Najmłodszych zabawiali Grzesiek i Lena w przebraniu myszki miki i mini. W komisji liczącej pieniążki wraz z Edytą Chimiak i Karoliną Suchalską zasiadała Beata Barczak z Tuczna. Imprezę zakończyliśmy o godz. 20.00 "balonikiem do nieba".



Ilu mieliście wolontariuszy?

Andrzej: Po udostępnieniu informacji na facebooku wolontariusze sami zaczęli się do nas zgłaszać. W całej akcji brało udział 21 wolontariuszy. Każdy pomagał jak tylko mógł.



Jak przebiegała sama akcja. Gdzie zbieraliście pieniądze?

Andrzej: Szukaliśmy sponsorów, lokali, w których mogliśmy umieścić puszki stacjonarne, do których już od 15 grudnia można było wrzucać datki. Udało nam się rozmieścić 16 takich puszek w Mansfield i okolicach. Puszki stacjonowały w polskich sklepach, marketach, rożnych zakładach usługowych. Wspomagały nas też lokalne puby i bary, którzy dowozili dla organizatorów i wolontariuszy ciepłe posiłki podczas finału.



Ile udało Wam się zebrać?

Andrzej: Organizowaliśmy WOŚP pierwszy raz i udało nam się zebrać 8761.05 funtów, przy budżecie 310 funtów na organizacje od sponsorów GRA Nottingham College i Państwa Majcher. Najwięcej pieniążków udało nam się zebrać z licytacji, na których najlepiej schodziły torty upieczone przez nasze miłe panie - Milenę, Magdę Lucynę i Teresę. Serducha dołożyła też piekarnia Polish Village Manchester, która sponsorowała pyszne ciasta, tort i pieczywo. Dużo pieniążków napływało z kiełbasek z grilla jak i z kuchni, gdzie żurek, bigos i hot dogi serwowane były przez Julkę Chilczuk, Darię Klobuszyńską, Paulinę Skwarczowską i Jarka Chimiaka. Wszystkie produkty sponsorowały nam Delikatesy TADEK Worksop, Delikatesy PASIKONIK Mansfield, Polish Grocery Shop z Sutton - państwa Gaseckich. Ciepłe posiłki, które znikały z kuchni w mgnieniu oka upichcił Mistrz Patelni Złota Wara. Piękną kanapę z wizerunkiem bramkarza na licytacje ufundował nam Sebastian Szabliński.



Czyli można spokojnie powiedzieć, że akcja cieszyła się dużym zainteresowaniem?

Andrzej: Zainteresowanie wśród Polonii było bardzo duże... To właśnie dzięki tym wszystkim ludziom, którzy przyszli w tym dniu grać z nami, udało się zebrać tak dużą kwotę - jak na pierwszy raz. Już padają pytania czy w przyszłym roku odbędzie się 27. finał w Mansfield i czy potrzebni będą wolontariusze. Anglicy nie znają za bardzo tej akcji charytatywnej. Wiedzieli z reklam, że będzie się coś działo, ale do końca nie wiedzą na czym polega zbiórka pieniędzy WOŚP. Pomimo to, odwiedzili nas strażacy i policjanci.



Nie możemy nie zapytać, czy planujecie powrót do kraju?

Andrzej: Początkowo mieliśmy zostać tu kilka lat, ale w 2009 roku urodziły nam się bliźniaki - Polcia i Julek, więc postanowiliśmy zostać jeszcze kilka lat i tak przedłużyło nam się do dnia dzisiejszego. Nie mamy jeszcze dokładnej daty powrotu, ale planujemy wrócić do ojczyzny.



Życzymy powodzenia i czekamy na Wasz udział w przyszłorocznym finale WOŚP! [AJ]