O sprawie poinformowaliśmy wczoraj. Dziś na konferencji prasowej włodarz odniósł się do tematu.

- Ostatniego dnia grudnia nastąpiło otwarcie ofert. Było kilku oferentów. Okazuje się, że najtańsza oferta została zgłoszona na kwotę 93 mln 970 tys., najdroższa sięgała z kolei 110 mln złotych bodajże. Jednocześnie z informacji podawanej przez GDDKiA okazało się, że nie ma już zabezpieczonej kwoty 110-120 mln zł od rządu, tylko o wiele mniej, bo 88 mln 720 tys. W związku z tym dyrektor GDDKiA w Bydgoszczy nie mógł zakończyć tego postępowania, bo zabrakło niecałe 5 mln złotych. To jest niewiele, 5, może 6% kosztu całości inwestycji, zwłaszcza w stosunku do oszczędności, jakie powstały wcześniej przy budowie obwodnicy. Na początku stycznia skontaktowałem się z ówczesnym dyrektorem Mirosławem Jagodzińskim, który mnie uspokoił, mówiąc, że musi tylko złożyć formalny wniosek w Warszawie o zwiększenie limitu. No i złożył na początku stycznia, a po tygodniu, czy po kilku dniach, został odwołany - mówi Ryszard Brejza.

Mijały miesiące, a przetarg wciąż pozostawał nierozstrzygnięty, dlatego prezydent Inowrocławia 27 marca wysłał pismo do Jerzego Szmita, wiceministra infrastruktury.

- Wyraziłem swoje zaniepokojenie, prosiłem o zainteresowanie się, o nadzór. Wskazywałem na pojawiające się niebezpieczeństwa, także to, że obwodnica kończy się w tej chwili w polu tuż przed torami linii kolejowej Inowrocław-Toruń - mówi Ryszard Brejza.

Odpowiedź od wiceministra do tej pory nie dotarła. Dziś włodarz skierował publicznie pytanie do wojewody kujawsko-pomorskiego, co ten zrobił, by inwestycję zrealizowano. Zdaniem prezydenta Inowrocławia niewybudowanie łącznika byłoby sytuacją absurdalną, a istniejący odcinek nie zostałby w pełni wykorzystany. [MJ]