Dziś tematem numer jeden wśród inowrocławskich kibiców z pewnością jest spadek KSK Noteć Inowrocław do II ligi. Zainteresowani losami klubu od dłuższego czasu mogli obserwować tendencję spadającą w tej drużynie, a najdobitniej świadczy o tym niedzielny spadek. Nie można odebrać zawodnikom wytrwałości i chęci odniesienia sukcesu, ale - jak to w życiu bywa - cytując klasyka "gdy nie wiadomo o co chodzi to...".

Długo można byłoby dywagować nad przyczynami tego jakże bolesnego spadku, ale nie na to pora. Ból to idealne słowo, które oddaje klimat wokół KSK Noteć i nie tylko chodzi o to, że w przyszłym sezonie będziemy ten klub oglądać na parkietach II ligi, ale głównie o to, że od czasów zmiany zarządu i awansu do I ligi wszystko w tym klubie tworzyło się z bólem. Mimo zmiany prezesa i głównego szkoleniowca, przy optymistycznych prognozach cel - którym było utrzymanie - się nie powiódł. Chyba nie tędy droga.

Wróćmy do tematu. Wielu wśród nas pamięta złote lata czy to koszykówki, czy piłki nożnej, o "szczypiorniaku" nie wspominając. Pełne trybuny hali i stadionu, bicie w bębny, kibicowskie pieśni, aż ciarki przechodzą po plecach jak się to wspomina. Dziś już tego nie ma... czy wróci? Wszystko przed nami i wszystko zależy od inowrocławskich władz. Dlaczego wszystko? Można by było odpowiedzieć, że władze pomagają tej kategorii życia. Owszem, pomagają. Ale problem tkwi w systemie tej pomocy, a nie w ilości wydatkowanych środków.

Od lat sportem numer jeden w Inowrocławiu jest koszykówka. Jest to zrozumiałe, ze względu na sukcesy tej dyscypliny. Klimat od kilku sezonów zrobił się jednak co najmniej niezdrowy. Uwaga! Mamy dwie drużyny w III lidze oraz od nowego sezonu będziemy mieli dwie w II lidze. To są aż 4 zespoły, walczące o te same cele. Niebywałe... Co za tym idzie koszykówka pochłania najwięcej pieniędzy z budżetu. Gdzie sukces? Długo będziemy za nim czekać, póki działacze i osoby związane z tą dyscypliną nie wpadną na genialny pomysł, aby zaangażować się w działalność jednego, powtarzam JEDNEGO klubu, który miałby realne szanse na stabilność finansową. Myślę, że perspektywa pełnej hali na meczach ekstraklasy byłaby ciekawa dla głównego darczyńcy, jakim jest miasto.

Piłka nożna, też w ostatnich latach miała swoje pięć minut, ale tak szybko jak się pojawiła perspektywa walki o II ligę, tak szybko zniknęła. Mamy piękny stadion, który pomieści ponad trzy tysiące widzów. Mamy drugi stadion wymagający modernizacji, ale z pięknymi tradycjami. Niestety boiska same się nie zapełnią kibicami, bo kto chce oglądać poczynania piłkarzy na boiskach lig okręgowych, gdy telewizja proponuje w cieple i wygodnym fotelu transmisję najlepszych lig Europy? Wśród kibiców i działaczy piłkarskich od lat pojawia się temat o utworzeniu jednego klubu, który mógłby walczyć o wyższe cele niż rozgrywki IV ligi. Niestety w tym przypadku jest to temat nierealny do zrealizowania. Goplania i Cuiavia nie zostawią swoich blisko stuletnich tradycji. Taka opcja nie przejdzie w piłce nożnej. To tak jakby Manchester United połączył się z Manchester City. Nierealne.
Co z tym fantem zrobić? Dofinansować oba kluby, spłacić ich zaległości i stworzyć system szkolenia młodzieży w oparciu o oba kluby, tak by po kilkunastu latach móc cieszyć się pokoleniem, na które będziemy patrzeć z dumą.

Co do piłki ręcznej, to niestety ona zawsze była traktowana po macoszemu. Nigdy - mimo sukcesów czy to Goplanii, czy później Cuiavii/OSIR - nie stała się ona dyscypliną numer jeden, mimo pełnych trybun i emocji do ostatnich sekund. Obecnie mamy reprezentanta w III lidze, a jest nim zespół Damy Radę. Na razie nic nie wskazuje na to, aby się to zmieniło.
Jaka jest recepta na te wszystkie bolączki inowrocławskiego sportu? Odpowiedź jest niezwykle skomplikowana i trudna. Niemniej jednak najważniejsze są pieniądze i umiejętne ich wydatkowanie na kontrakty zawodników i trenerów oraz na nowoczesny system szkolenia młodzieży, nie tylko w tych trzech dyscyplinach, a w każdej która przyciąga kibiców i buduje emocje.

Bartosz Czaplicki
były działacz sportowy