- Jeżeli wszystko pod względem prawnym jest ok, będą wystawione wszystkie opinie, to jako przewodniczący rady nie mam innego wyjścia, jak przedłożyć to najpierw na komisji budżetu, komisji zdrowia, a potem na radzie, która zdecyduje o tym, czy przeznaczymy te pieniądze, o ile dobrze pamiętam 250 tys. zł. Nie ukrywam, że jest to duży wydatek i niespodziewany, przy naszym budżecie - w kwocie przybliżonej - 250 milionowym, na taką dodatkową czynność - komentuje Tomasz Marcinkowski, przewodniczący Rady Miejskiej Inowrocławia. Radny potwierdził, że sprawa nie zostanie poruszona na najbliższej sesji. - Nie trzymam jednak w przysłowiowej "zamrażarce" projektów uchwał. Jeśli wszystkie opinie będą, to będzie projekt przedstawiony komisjom i samej radzie - oznajmia.

Przewodniczący obok troski o budżet miasta, wyraża swoją osobistą obawę o to, jak zareagują na całą sytuację rodziny, które podjęły się leczenia metodą in vitro z własnych pieniędzy. - Czy nas na pewno na to stać? - pyta. - To nie jest cykl jednoroczny, jeżeli uczynimy to raz, to jest to pozycja, która będzie musiała się znajdować w budżecie każdego roku, czyli wiążemy się na wiele lat. Mam też mieszane uczucia, bo z punktu widzenia człowieka, mieszkańca naszego miasta i obywatela naszego kraju, to jestem pełen zrozumienia i podziwu dla ludzi, których niestety los w sposób naturalny nie obdarzył możliwością posiadania dzieci, a którzy chcą te dzieci mieć. Rozumiem ich w pełni i czuję, bo sam jestem ojcem. Z drugiej strony, patrząc z punktu widzenia Inowrocławia, to jest taka sytuacja, że część z tych ludzi, która doprowadziła do szczęśliwego końca i posiadają dziecko poprzez zastosowanie metody in vitro, uczyniła to najprawdopodobniej za własne środki. Ci ludzie mogą zadać nam bardzo proste pytanie: dlaczego akurat teraz chcemy wspomagać, a nie wcześniej? Takie rzeczy, jeżeli już, powinny być finansowane z budżetu państwa i były przecież, ale się z tego wycofano - podkreśla Tomasz Marcinkowski.

Sama metoda budzi w różnych środowiskach wiele kontrowersji natury bioetycznej. Pary z Inowrocławia, które zostały dzięki tej metodzie rodzicami, bądź starają się o dziecko pomysł dofinansowania zabiegów oceniają pozytywnie, choć mają swoje spostrzeżenia.

- Szansa dla kobiety przed 35 rokiem życia na zajście w ciążę wynosi nawet do ponad 30 procent, a to jest bardzo dużo, bo myślałam, że prognozy są o wiele mniejsze. Jestem jednak zdania, że ta dopłata nie powinna być dla wszystkich, tak jak w przypadku programu 500+. Myślę, że dla par, którym bardzo zależy na własnym dziecku to jest faktycznie ostatnia deska ratunku, a zawsze łatwiej uzbierać jest 5 tysięcy niż 10, więc ja jestem na tak, jeśli chodzi o ten projekt - mówi pani Ania, która od ponad dwóch lat stara się o dziecko.

- Staraliśmy się o dziecko ponad pięciu lat. Bywaliśmy w różnych klinikach, nie od razu trafiliśmy do tej odpowiedniej, przez co byłam narażona na serię "bezsensownych badań" i niepotrzebnych kosztów - przyznaje Dominika, mama 1,5-rocznego dziecka poczętego metodą in vitro. - Podjęcie decyzji o in vitro wynikło z braku możliwości zastosowania innej metody w moim przypadku, ponieważ cierpię na zespół różnych chorób, które zabierały mi szansę na naturalne poczęcie - zaznacza.

Według naszych rozmówczyń do tej sprawy powinno podejść zaczynając od podstaw tzn. przede wszystkim zaoferować fachową opiekę zdrowotną oraz bezpłatny dostęp do podstawowych badań.

Program "Nowoczesnej" zakłada dofinansowanie kosztów jednego cyklu zapłodnienia pozaustrojowego lub adopcji zarodka dla każdej zakwalifikowanej pary w wysokości do 100 procent, w maksymalnej kwocie 5000 zł, pod warunkiem przeprowadzenia przynajmniej jednej całej procedury przewidzianej w programie. Docelowo do programu kwalifikować się może rocznie około 50 par zamieszkałych na terenie Inowrocławia. Pod projektem podpisały się 1563 osoby. [AJ]