Szymborskie przywołówki to jedyna w swoim rodzaju tradycja, która już po raz 184 wpisze się w tegoroczne obchody świąt Wielkanocnych. Początek w najbliższą niedzielę po mszy świętej o godz. 17.00.

O tym skąd w ogóle wzięły się przywołówki i co trzeba zrobić, żeby dołączyć do klubu opowiadał nam Bartek Kopeć, któremu towarzyszył prezes Tomasz Rolirad oraz Antoni Słowiński.

Ino-online: Ilu kawalerów liczy klub?

Bartek: Na chwilę obecną sześciu. Oprócz naszej trójki są jeszcze z nami Marek Słowiński, Łukasz Brończyk i Bartłomiej Szyperski.

IO: A jak Ty się tam znalazłeś?

Mój pradziadek był w klubie, dziadek, wujkowie, więc u mnie to tradycja rodzinna. Jeden z wujów jest nawet jednym z rekordzistów, który w klubie był przez 13 lat. Jako młody chłopak często chodziłem i obserwowałem co się robi w takim klubie. I tak narodziło się moje marzenie, żeby w tym klubie być i jestem w nim po dziś dzień, już dziewiąty rok.


IO: Każdy kto ma status kawalera może do klubu dołączyć?

Nie. Musi to być mieszkaniec Szymborza, osoba poważana, ciesząca się dobrą opinią i musi być pełnoletnia. Kiedyś było tak, że przyjmowano kawalerów po służbie wojskowej, czyli w wieku 21 lat, ale teraz to się zmieniło.


IO: I jak już kawaler jest w klubie czeka go chrzest?

Może nie chrzest, ale czeka go próba. W pierwszym roku w klubie jest się kandydatem. W tym czasie trzeba się sprawdzić i udowodnić, że jest się godnym klubu. Obserwujemy działania takiego kandydata i dajemy mu różne zadania.

IO: Jakiego typu zadania?

Porządkowe... Spotkania organizujemy w pomieszczeniu ogrzewanym przez piec, więc taki kandydat musi dopilnować, żeby przed każdym spotkaniem nagrzać i posprzątać. Dodatkowo, kandydat musi uczyć się grać na naszej trąbce, która pochodzi z okresu I Wojny Światowej. Jest też próba głosu, bo nie każdy potrafi dobrze krzyknąć (śmiech). Jednak najważniejsze jest to, żeby kandydat był osobą szanującą siebie i innych. My bacznie obserwujemy, a Szymborze jest dość małe, więc wszyscy, wszystko i o wszystkich wiedzą!


IO: I co po tym roku?

Jeśli jesteśmy z takiego kandydata zadowoleni i on również po tym roku wyraża chęć pozostania i dołączenia do klubu, przyjmujemy go. Natomiast jeśli widzimy, że ktoś się nie nadaje, po prostu się z nim rozstajemy.


IO: Wszyscy macie jakieś obowiązki. Pracujecie, uczycie się, a kiedy odbywają się spotkania?

Na dwa tygodnie przed Wielkanocą wszyscy odcinamy się od swoich obowiązków i skupiamy swoją uwagę na klubie. Spotkamy się wieczorami, gdzie od 20.00 do 22.00 czekamy na kawalerów, żeby ci przyszli i wykupili panny.


IO: Na czym ten wykup polega?

Chodzi tu tylko i wyłącznie o symboliczny gest, który jest dla nas bardzo ważny, bo jest on wyrazem szacunku i poparcia naszego klubu.


IO: Każdy, kto się nie pojawi ma to odnotowane w księdze?

Tak, księgi prowadzone są od 1946 roku. Nazwiska w niej powtarzają się (śmiech). Tak to już jest, że jak ktoś zacznie od krytyki, to na niej skończy. Czekamy na kawalerów do ostatniego momentu, czyli do Wielkiej Soboty, do godziny 22.00. Potem zaczynamy pisać... i tak do rana.
Tomek: My nikogo nie możemy i nie zmuszamy do tego, żeby się tu u nas pojawił. To, co robimy jest w dobrej wierze, a niektórzy po prostu tego nie popierają.
Antoni: Takie krytyki najtrudniej jest pisać, bo ile można wymyślać wierszyków na jedną i tę samą osobę?! (śmiech)


IO: Kto układa te rymowanki?

Tak naprawdę - wszyscy. Trudno jest napisać niektóre rymowanki, bo tak jak już wspominaliśmy, nie wszyscy nas popierają. Ciężko jest też krytykować kogoś, o kim się nic nie wie. Dlatego w takim wierszyku znajduje się zawsze pół prawdy i pół żartu.


IO: A skąd się w ogóle wzięły przywołówki?

Zaczęło się od tego, że kiedyś panny chodziły do kawalerów z pobliskiej wsi. Nie umawiały się z kawalerami z Szymborza, co bardzo im się nie spodobało i stwierdzili, że coś trzeba z tym zrobić. Wchodzili więc na drzewa i wykrzykiwali krytykę tychże panien.


IO: To dlaczego obecnie klub bacznie obserwuje kawalerów, może za te panny trzeba się wziąć?

No tak, zaczęło się od tych panien, ale od lat 60-tych krytykę otrzymują panowie. Kawalerowie starej daty najwidoczniej doszli do wniosku, że te biedne panny nie są niczemu winne.


IO: Zatem w Niedzielę Wielkanocną, tuż po zmroku stajecie na trybunie i krzyczycie...

Tak. Przed krytyką wykrzyczane jest nazwisko panny. Panna ma przypisanego kawalera z krytyką, jeśli rok wcześniej nie wpuściła komitetu dyngusowego i nie dała się oblać wodą komitecką (ciepłą wodą z kranu). Za pannę uważa się dziewczynę od 16 roku życia, ale przez pierwszy rok nie podlega one jeszcze krytyce.

IO: Czy jest jakaś kolejność, według której komitet odwiedza owe panny?

Antoni: Tak. Od szóstej rano wychodzimy na ulice Szymborza i naszą trąbką oznajmiamy, że nadchodzimy. Chodzimy do domów panien w takiej kolejności, w jakiej dzień wcześniej wykrzykiwaliśmy z trybuny przywołówkę.


IO: Skąd motywacja do kontynuowania tradycji?

Tomek: Każdego ciągnie i ma dużo zapału do tego, żeby kontynuować tę tradycję. My nie przychodzimy tu za karę. Czujemy się, jakbyśmy byli w gronie wybrańców (śmiech), bo nie każdy przecież nadaje się do takiego klubu. Trzeba umieć się zachować, dogadać z innymi, umieć pracować w zespole - pomóc, kiedy trzeba. Nie mamy z tego żadnych pieniędzy i prawda jest taka, że dla nas Wielkanoc - to przywołówki. Nie obchodzimy tych świąt w tradycyjny sposób. I chyba po prostu z każdym rokiem, poświęcając tyle i wkładając wiele wysiłku stajemy się silniejsi i bardziej zmotywowani.


Antoni: W pierwszym roku dołącza się do klubu, bo chce się podtrzymać tę tradycję i tak naprawdę spróbować uczestniczenia w niej. Jesteśmy w klubie po 10, 9, 8 lat i mamy wiele miłych wspomnień.
Bartek: Z roku na rok coraz bardziej nam się podoba! Zawsze towarzyszą nam pozytywne emocje. Mamy jeszcze taki jeden dzień dodatkowy, kiedy we wtorek demontujemy trybunę i wtedy każdy patrzy na siebie i mówi: "I co, znowu musimy rok czekać na następne przywołówki."

IO: Same miłe wspomnienia? A jakieś niemiłe?

Chyba nie. Chociaż narodziła się tradycja podcinania trybuny przez ludzi, którzy nas nie popierają. Trochę to utrudnia nam pracę, bo musimy być bardzo czujni i w sobotę nocy pisząc krytyki, na zmiany musimy doglądać trybuny.

IO: A jak długo zamierzacie jeszcze być kawalerami? Na potrzeby podtrzymania tradycji…

Tomek: Może inaczej byłoby, gdybyśmy do klubu wstępowali w takim wieku, jakim jesteśmy obecnie. Każdy z nas chciał i chce być w tym klubie, tyle lat już razem działamy i człowiek się po prostu przywiązuje...
Antoni: Tak, perspektywa odejścia wydaje się być bardzo odległa.
Bartek: Nie chodzi o to, że chcemy być kawalerami w nieskończoność. Myślę, że jak skończy się te 30 lat, to trzeba będzie pomyśleć o odejściu z klubu... Chociaż tak naprawdę, jeśli któryś z członków żeni się, idziemy z delegacją. Jeśli zdarzy się pogrzeb, też idziemy pożegnać się, więc klub towarzyszy wszystkim członkom do samego końca.

IO: Dziękujemy za rozmowę


[JJ, fot. MJ, archiwum klubu]